Gdańsk będzie dofinansowywał program in vitro. Uchwałę przygotowaną przez specjalny zespół przyjęli radni Platformy Obywatelskiej. Radni Prawa i Sprawiedliwości zagłosowali przeciwko. Jedna osoba wstrzymała się od głosu.
Radny PiS Piotr Czauderna mówił, że program jest nieprawidłowo napisany, brakuje jasno sprecyzowanego problemu zdrowotnego i dowodów na skuteczność. – Według szacunków, dzięki in vitro urodzi się w Gdańsku 100, może 120 dzieci. A przypominam, że rodzi się u nas rocznie około 5 tysięcy dzieci, czyli wzrost wyniósłby około 2 procent. Skuteczność kosztowa tego programu jest bardzo niska. Moim zdaniem moglibyśmy znacznie lepiej wydać te pieniądze – zaznaczał.
„SĄ WAŻNIEJSZE PROBLEMY”
Według Piotra Czauderny są inne problemy medyczne gdańszczan, które są ważniejsze niż in vitro. – To na przykład choroby nowotworowe. Za te pieniądze można by było kupić dodatkowe procedury, na przykład tomografię komputerową, rezonanse magnetyczne czy badania PET. Za środki przeznaczone na in vitro można by wykonać 8 tysięcy badań tomokomputerem. Liczba zachorowań na raka na Pomorzu rośnie, a i tak już jesteśmy w czołówce. Do tego program budzi wiele wątpliwości moralnych. Zarodki nie są niczyją własnością, ani matki, ani społeczeństwa. Całe człowieczeństwo to moment połączenia materiału genetycznego i już wtedy rozpoczyna się ludzkie życie. To są moje poglądy, ale też wielu ludzi. Ja nie chcę za nikogo decydować. Ale jako katolik, nie mogę zagłosować za dofinansowaniem procedur in vitro. Główna przyczyna, żeby to wprowadzić, jest polityczna, dlatego tak się z tym spieszymy – wyjaśniał.
Gdańsk tłumaczy, że chce choć w części przywrócić program rządowy. – Ja nie jestem lekarzem. Ale pracowaliśmy intensywnie nad przygotowaniem tego projektu. W zespole byli między innymi lekarze i psycholodzy. Myślę, że osoby, które decydują się na in vitro, nie robiłyby tego, gdyby miały do wyboru także inne metody. Dla wielu jest to ostatnia szansa na zostanie rodzicami – mówi przewodnicząca klubu PO w radzie miasta Aleksandra Dulkiewicz.
„WNIOSEK NIEZGODNY Z MOIM SUMIENIEM”
Przeciwko przyjęciu programu in vitro zagłosowali radni PO Piotr Dzik i Wojciech Błaszkowski. Od głosu wstrzymał się radny PO Wojciech Stybor. Radni PO Jarosław Gorecki i Marek Bumblis nie zagłosowali w ogóle. – Nie poparłem wniosku, bo był niezgodny z moim sumieniem. Wiem, że in vitro jest zgodne z prawem. Nie można jednak potępiać ludzi, którzy myślą inaczej. Można zmienić prawo i dać im nadzieję. To rząd powinien stworzyć program oparty na naprotechnologii, by stanowił rzeczywistą i powszechnie dostępną metodę. Mielibyśmy podstawę do dofinansowania naprotechnologii. Jest głęboka sprzeczność między nie akceptowaniem in vitro a narzucaniem ludziom myślącym inaczej własnych poglądów. Każdy powinien rozstrzygać to we własnym sumieniu. W związku z tym nie brałem udziału w głosowaniu – powiedział Marek Bublis w specjalnym oświadczeniu. Podobnego zdania jest Jarosław Gorecki.
BEZ FINANSOWANIA NAPROTECHNOLOGII
Radni Prawa i Sprawiedliwości chcieli, by Gdańsk dofinansowywał także naprotechnologię. W styczniu z takim apelem zwróciło się kilkudziesięciu naukowców, lekarzy i działaczy społecznych z Pomorza. Ale miasto nie chce rozpoczynać nowych projektów. Podczas sesji o skuteczności tej metody mówiła dr Aleksandra Kicińska, lekarka specjalizująca się w naprotechnologii.
– Niepłodność to efekt zaburzeń w całym organizmie. My diagnozujemy przyczyny niepłodności i stawiamy diagnozę. Mogą to być zaburzenia endokrynologiczne, immunologiczne, alergologiczne. Chcemy doprowadzić organizm do równowagi i do powrotu płodności. Leczenie trwa kilka miesięcy. Większość par zachodzi w ciążę w pierwszym roku leczenia. To około 40 procent. Najwięcej ciąż mamy do 10 miesięcy. W drugim roku mamy skuteczność sięgającą 70 procent – wyjaśniała.
„PROGRAM BUDZI LICZNE ZASTRZEŻENIA”
Głos w sprawie dofinansowania in vitro zabrał także instytut na rzecz kultury prawnej Ordo Iuris. Zdaniem zrzeszonych w nim prawników program budzi liczne zastrzeżenia i wątpliwości prawne, w tym konstytucyjne w odniesieniu do samej procedury, jak i zamiaru jej finansowania z budżetu samorządowego. – Wskazane w uchwale przepisy Ustawy o samorządzie gminnym nie stanowią dostatecznej podstawy do przyjęcia uchwały w sprawie refundacji in vitro przez miasto. Wymagają powiązania ze szczegółową podstawą prawną w odrębnej ustawie, która merytorycznie reguluje określony obszar – zauważają prawnicy.
Instytut Ordo Iuris wskazuje, że zaproponowane rozwiązania nie uwzględniają naczelnej w prawie rodzinnym zasady dobra dziecka. – To znaczy, że umożliwiono dostęp do zabiegu nie tylko małżeństwom, ale także konkubentom, ignorując tym samym konstytucyjny wymóg priorytetowego traktowania małżeństw. Program jest dotknięty wszystkimi wadami, które obciążają uchwaloną w 2015 roku ustawę o leczeniu niepłodności, która oczekuje na kontrolę jej konstytucyjności. Tym samym, program dopuszcza pośrednio możliwość selekcji i niszczenia poczętych in vitro ludzi w zarodkowym stadium ich rozwoju. Przewidziana w programie procedura przechowywania zarodków dotyczy jedynie tych, które uznano w laboratorium za prawidłowo rozwijające się, jednocześnie nie przewidując jakichkolwiek standardów postępowania z zarodkami niespełniającymi tego uznaniowego kryterium – podkreślają prawnicy.
„MY TEŻ MAMY PRAWO DO SZCZĘŚCIA”
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zaznaczał, że Gdańsk nikogo nie zmusza do skorzystania z tej możliwości. – Każdy jest obdarzony wolną wolą i każdy może skorzystać z tego programu. Nie wchodźcie w rolę sędziów ludzkich sumień. Nie odbierajmy prawa do in vitro tym, którzy mają inne poglądy – apelował prezydent.
Na sesję zaproszono także Tomasza Kuźmickiego, ojca dziecka z in vitro. – To jest trudny i kosztowny zabieg, trudny także pod względem emocjonalnym. Córka z in vitro to nasze drugie dziecko. Ma teraz 4,5 roku. Nie rozumiem dlaczego się stygmatyzuje takie dzieci i rodziców. My też mamy prawo do szczęścia. Nie jesteśmy przecież złymi ludźmi. Trzeba tego doświadczyć, kiedy trzeba pochować kolejne dziecko. Niepłodność to choroba, dlatego ważna jest dostępność do różnych metod leczenia – mówił.
Ginekolog dr Andrzej Hajdusianek, członek zespołu, który opracował gdański program, wyjaśniał podczas sesji, że in vitro nie jest jedyną słuszną metodą. – Naszym celem jest wsparcie par, którym naprotechnologia nie może pomóc. Dziś skuteczność in vitro określa się na prawie 40 procent. Trzeba dać ludziom szansę na zostanie rodzicami. Do tego naprotechnologia będzie wspierana przez obecny rząd. Powstaną ośrodki, z których w ramach NFZ będzie mogło skorzystać wiele osób – wyjaśniał.
Gdański program składa się z trzech modułów: edukacyjnego, wsparcia psychologicznego i dofinansowania in vitro. Pary, które starają się o dziecko, będą mogły dostać 5 tysięcy złotych na każdą z trzech prób. Program będzie przeznaczony dla kobiet w wieku od 20 do 40 lat. Kwalifikowaniem par zajmą się specjalistyczne ośrodki, które zostaną wybrane w konkursie. Program jest skierowany do osób, które płacą podatki w Gdańsku. Ma być realizowany do 2020 roku. Rocznie miasto ma przeznaczyć na ten cel 1,1 mln złotych.
Joanna Stankiewicz/mili