Wprowadzenie stanu klęski żywiołowej pomoże rolnikom poszkodowanym w piątkowej nawałnicy na południu województwa – tak uważają niektórzy samorządowcy z Pomorza. Nie ma jednak jednoznacznego stanowiska wójtów i burmistrzów w tej sprawie.
W środę w Rytlu odbyła się narada przedstawicieli tych gmin, których mieszkańcy najbardziej ucierpieli w kataklizmie. Samorządowcy ustalali, jakie działania należy najpilniej podjąć. Mowa tu o sposobach usuwania zniszczeń i alokacji sprzętu. Jednym z problemów jest brak świadczeń dla poszkodowanych rolników.
„POMOC RZĄDOWA NIE POKRYJE STRAT”
Zadeklarowana pomoc rządowa nie pokryje ich strat – uważa Zbigniew Szczepański, wójt gminy Chojnice.
– Pomoc rządowa w wysokości, w zależności od skali zniszczeń, ma wynieść do 20 tys. lub 100 tys. złotych. Jednak dotyczy to tylko substancji mieszkaniowej, a największe straty ponieśli rolnicy. Nie dość, że mamy znaczące straty w uprawach, to są jeszcze milionowej wartości straty w budynkach inwentarskich. Chodzi o silosy, stodoły, chlewnie, obory, maszyny – mówi Zbigniew Szczepański.
NIE WSZYSCY ROLNICY BYLI UBEZPIECZENI
Nie wszyscy rolnicy byli ubezpieczeni. Ci, którzy posiadają polisy, mają też problem z ubezpieczycielami. Jak twierdzą samorządowcy, telefony firm ubezpieczeniowych zamilkły.
W przypadku wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, obowiązek pomocy poszkodowanym przeszedłby z ubezpieczycieli na państwo. Jak dodają wójtowie i burmistrzowie, nie wszyscy godzą się jednak na to, aby odszkodowania były wypłacane z podatków, zamiast z zebranych przez ubezpieczycieli składek.
Dariusz Kępa/puch