„Uwielbiałem burze, teraz źle reaguję na nagłe dźwięki”. Poruszająca relacja z serca wielkiej nawałnicy [FILM]

Cisza i brak deszczu powoli przemieniały się w nawałnicę. Wyładowania tak częste, że noc wyglądała jak dzień. A w samym sercu kataklizmu – pan Michał. Wszystko widać na filmie, a z jego relacji z nawałnicy jasno wynika, jak silna potrafi być burza.

Poniżej umieszczamy pełen tekst pana Michała, który podczas wielkiej burzy 11 sierpnia znajdował się niedaleko Dziemian. Tamte tereny mocno ucierpiały przez nawałnicę. Ku przestrodze publikujemy również film jego autorstwa – widać na nim, jak nagła i niebezpieczna może być burza.

„Zawsze uwielbiałem oglądać burze, a obecnie – po powrocie już do Gdańska – po ponad tygodniu walki ze skutkami nawałnicy/huraganu/tornada (czy co to tam było) wciąż źle reaguję na nagłe i dziwne dźwięki. Mam nadzieję, że jeszcze będę w stanie podziwiać je bez obawy o życie, nie tylko swoje co współtowarzyszy czy osób w około…

Ale nie o tym.

Byliśmy na działce w środku lasu, kawałek przed Dziemianami (od strony Kościerzyny). Siedzieliśmy na tarasie i popijając piwko ze znajomymi, obserwowaliśmy między drzewami rozbłyski nieba na horyzoncie. Od czasu do czasu zerkając na mapę wyładowań (nie zwracałem uwagi na to, jaka to burza, a tylko dokąd zmierza) żyłem w przeświadczeniu, że nic strasznego się na Kaszubach stać nie może, a burza nas minie. Oczywiście w radiu (nie mam tam TV, bo to w końcu las i tam się jedzie wypocząć) zero jakichkolwiek ostrzeżeń.

W pewnym momencie zauważyłem, że burza zaczyna przybierać na sile i wg mapy kieruje się w naszą stronę. Cały zadowolony z nadchodzącego widowiska, zacząłem nagrywać. Na początku dyskoteka i wiatr, ale bez deszczu. Gdy już zaczęło zacinać deszczem, przenieśliśmy się z kolegą na ganek, by dalej obserwować niezwykły pokaz siły natury, jakiego w życiu jeszcze nie widzieliśmy. Spektakl było o tyle niepowtarzalny, że prawie ciągle błyskało – praktycznie bez przerwy, a do tego było jasno jak w dzień.



Poszczególnych grzmotów nie było słychać wcale, a jedynie jeden wielki i ciągły huk. Co, jak się później okazało, zagłuszało trzaski łamanych drzew (1:25 na filmie, a potem uderzenie w dach, czego też nie słyszeliśmy). Wlepiając swój wzrok w niebo, jak zaczarowani, nie zauważyliśmy też, że las przed nami jakby lekko się przerzedził.

W pewnym momencie wiatr na chwilę prawie ustał, by po 30 sekundach wrócić ze zwielokrotnioną siłą (i to co wcześniej brałem za dźwięki wyładowań, okazało się być setkami łamiących się i lecących w naszym kierunku drzew), bo wiatr wzmógł się jeszcze bardziej… tak, że nie było już prawie nic widać (zrobiło się siwo od poziomego deszczu).

Coś mnie nagle tknęło, że lepiej będzie sprowadzić ludzi jak najszybciej do piwnicy.

Gdy burza zelżała ruszyliśmy w teren, przedzierając się nad i pod połamanymi drzewami, by sprawdzić, czy nikt nie został ranny i nie potrzebuje pomocy. Nad naszymi głowami łamały się kolejne drzewa… Dziś zdaję sobie sprawę, jak głupie to było, ale zrobiłbym to jeszcze raz.

Chyba tylko cudem nikomu nic się nie stało, jedynie straty materialne”.

 

oprac. mili

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj