Dzień zaczyna w szpitalu, gdzie na oddziale neonatologicznym pomaga w leczeniu noworodków, potem odbiera synka ze szkoły, a popołudniu znajduje się w samym centrum zainteresowania na sesji zdjęciowej dla włoskiego Vogue’a. Ale dla Agaty Joutsen, 28-latki z Gdańska to wciąż mało. Teraz walczy o zwycięstwo w konkursie „Dziewczyna roku” magazynu Glamour. Z Agatą umawiam się w jednej z popularnych, gdańskich knajpek śniadaniowych. Modelka, choć ubrana od stóp do głów na czarno, od razu zwraca na siebie uwagę. Jest bardzo szczupła, ma delikatne, skandynawskie rysy twarzy, a jednocześnie emanuje kobiecością i pewnością siebie. Widać, że mimo młodego wieku to kobieta, która wie czego chce. – Kobiecość to dla mnie niezależność. Radzenie sobie w życiu, a jednocześnie nie tracenie tego „pięknego pierwiastka” – mówi.
DZIEWCZYNA Z POTENCJAŁEM
Pierwsza w jej życiu była medycyna. Jako dziecko leczyła misie, po liceum bez wahania zdecydowała się na dzienne studia pielęgniarskie. Potem trafiła na oddział neonatologiczny szpitala przy Polanki w Gdańsku. Przed modellingiem długo się wzbraniała, mimo że miała predyspozycje – szczupła, wyższa od rówieśniczek. W końcu branża się o nią upomniała. – Poznałam fotografa, który pokazał mi, jak przed obiektywem odnaleźć siebie – opowiada. – Bo pozowanie to trudna sztuka. Potrzeba wielu sesji testowych, by wiedzieć w jakich pozycjach i z jaką mimiką dobrze się wygląda. Trzeba nauczyć się grać całym ciałem – mówi. Jej siłą było to, że szła na żywioł. Nie wstydziła się przyznać, kiedy czegoś nie wiedziała, szybko chłonęła wiedzę. Teraz jej dorobek to setki sesji. Projekty komercyjne, zdjęcia artystyczne – portfolio pęka w szwach.
fot. materiały prywatne
FINKA Z POLSKI
Z początku pozowała jedynie w Polsce, potem postanowiła spróbować również za granicą. Szlachetna uroda Agaty szczególnie przypadła do gustu Finom. – Mam nordyckie rysy twarzy, ale nie mam typowej fińskiej urody. Dla nich więc jestem trochę swoja, a jednocześnie trochę „egzotyczna” – tłumaczy. – Poza tym mam też chyba typowe fińskie cechy charakteru. Tam cenią niezależność i nie są zawistni. Wręcz odwrotnie, mocno wspierają.
Pod kątem kontrahentów z Finlandii zmodyfikowała nieco swoje nazwisko. – Moje prawdziwe było dla nich nie do wymówienia. Mój kolega próbował znaleźć jego genezę. Okazało się, że jest powiązane z niemieckim oznaczeniem na łabędzia. A po fińsku łabędź to „joutsen”. Teraz pod tym pseudonimem robię wszystkie projekty modowe. Choć w dowodzie wciąż mam swoje rodowite.
OJEJ, TO CHYBA PANI
Te nazwiska pomagają rozgraniczyć dwa różne światy, w których na co dzień pracuje Agata. W szpitalu chodzi w fartuchu, nosi identyfikator, współpracuje z lekarzami. Jak mówi, nie chciałaby, żeby rodzice pacjentów rozpoznali ją z sesji i podważali kompetencje. Bo skoro ładna, to „przecież nie może być mądra”. – Zdarzało się, że ktoś mnie poznał. Ale reakcje na ogół były bardzo sympatyczne. Jedna z mam moich pacjentek w poczekalni oglądała gazetę z moim zdjęciem. Przybiegła na oddział i powiedziała: „Ojej, ale to jest chyba pani.”
fot. materiały prywatne
A co osoby z pracy gdy widzą, często dość kuse, sesje? – Przecież wszyscy rozbieramy się na plaży – Agata studzi emocje. – Przyjaźnię się z wieloma facetami, z którymi świetnie rozumiem się na stopie zawodowej. Chłopacy cieszą się, że pracują z fajną dziewczyną. – uśmiecha się. – Współpracownice, najczęściej po pięćdziesiątce, patrzą na to z dużym dystansem. Na zasadzie: „Po co ty się dzieciaku w to bawisz? Przecież masz poważną pracę”. Tłumaczę, że z czegoś trzeba żyć.
CIĄŻA TO KONIEC ŚWIATA?
Co innego rodzina. Agata podkreśla, że bez jej wsparcia i wpojenia podstawowych wartości, nie dałaby sobie rady. Rodzice do dziś pilnują, by mimo presji w branży mody, jadła normalne posiłki. Dzięki ich wsparciu nabrała pewności siebie, zna swoje mocne strony, ukrywa wady. – Na castingach nieraz spotkałam się z komentarzami, że tu i ówdzie mam za dużo. Ale im człowiek jest starszy, tym bardziej się do tego dystansuje. Na szczęście późno zaczęłam karierę. Miałam już poukładane w głowie – opowiada. Pomoc mamy i taty okazała się nieoceniona, kiedy Agata w wieku 18 lat zaszła w ciążę, a opiekę nad małym synkiem godziła ze studiami na pielęgniarstwie.
I to kolejny dowód na to, że Agata przeczy stereotypom. Bo przecież modelka po ciąży i to w tak młodym wieku (bohaterka reportażu miała wtedy 18 lat)? A ona nadal mieści się w wymarzone 34 i do tego znalazła dla siebie niszę w branży. Młode dziewczyny o chłopięcej sylwetce to narybek na pokazy i sesje u projektantów, nastolatki promują kosmetyki. Przy nich 28-latka o bardziej kobiecych kształtach to emerytka. Jednak ta „emerytka” sprawdziła się w branży komercyjnej. Reklamuje ubrania, bieliznę i kostiumy kąpielowe, występuje w reklamach i wideoklipach. – U mnie ilość zleceń rośnie z wiekiem. Im bardziej wyrabiam sobie pozycję na rynku.
fot. materiały prywatne
MAM PLAN, JESTEM SPOKOJNA
Dwie prace, castingi, siłownia kilka razy w tygodniu, zajmowanie się synem. Agata żyje na wysokich obrotach, a jej doba trwa przecież tyle samo, co u każdego. – Jestem nieraz bardzo zmęczona. Zdarza się, że po nocnym dyżurze przychodzę do domu, odświeżę się i lecę na zdjęcia – mówi. Na szczęście dzięki szefom udaje jej się tak ustawić grafik, by wszystko pogodzić. Czasem szpital dostosowuje się do sesji, czasem moda musi ustąpić na rzecz dyżuru. – Bardzo uspokaja mnie plan działania. Gdy już wiem, że mam kupiony bilet i zarezerwowany nocleg, jestem spokojna.
Wszystko ma swoją cenę. – Relaksuję się dopiero jak jestem sama w domu. Kiedy nikt ode mnie nie chce, mogę usiąść z książką i herbatą w ciszy. Takich dni jest zaledwie parę w roku – podsumowuje 28-latka.