Do tematu o relacjach na linii miasto Gdańsk – deweloper – mieszkańcy, usiedliśmy jak do monstrualnej księgi zażaleń. Liczba przykładów dotyczących gruntów, w przypadku których wizja mieszkańców i deweloperów „nie spotyka wspólnego języka” wydawała się ogromna. Punktów stycznych pomiędzy stronami zbyt często brakuje. W praktyce jednak okazuje się, że w wielu sprawach dość łatwo o porozumienie. Wystarczy rozmawiać, a tego brakuje.
Pierwszy przykład z brzegu. Gorącym „polem walki” w bitwie deweloper – aktywiści miejscy, jest budowana w ścisłym centrum galeria – Forum Gdańsk. Choć w tym wypadku nazwa „forum” bardziej pasuje do internetowej witryny dla hejterów, aniżeli Forum Romanum – czyli miejsca spotkań możnych ze zwykłymi zjadaczami chleba.
SZANSE NA POROZUMIENIE RACZEJ MARNE
Strony przerzucają się argumentami, wzajemnymi oskarżeniami i niewiele wskazuje na to, by spór rozwiązano polubownie. Przedstawiciele Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej twierdzą, że koncepcja przepływu kanału Raduni przez tereny nowej galerii jest zwyczajną próbą betonowania historycznego miejsca. Magistrat broni się formułą – nie betonowanie, a budowa hydrotechniczna „gwarantująca przepływ wody w klasie czystości bezpiecznej dla użytkowników tego rejonu”. Trudno to zrozumieć. Pewne jest, że mieszkańcy i deweloper nie mogą znaleźć porozumienia, swój finał sprawa prawdopodobnie znajdzie w sądzie.
Podobnie jest z terenami Młodego Miasta, kojarzonymi z gdańską stocznią. Aktywiści miejscy alarmują: plan inwestycji jest zbyt ogólny, brakuje konsultacji społecznych i dialogu. – Nie ma zwyczaju debaty na linii inwestor-miasto-mieszkańcy w trakcie ubiegania się o pozwolenie na budowę. Często mieszkańcy są zaskakiwani planami inwestorów – mówi przedstawiciel Gdańska Obywatelskiego, Janusz Chilicki.
ROZMOWA, NIE LEKCEWAŻENIE
I to jest coś, co miastu trudno wybaczyć. To lekceważenie zdania mieszkańców. Zarówno tych, którzy obawiają się nowych inwestycji, ale też tych, którzy często całymi latami pracują na mieszkanie, nierzadko decyzję o jego kupnie odkładając na później. I jedni, i drudzy naprawdę niepokoją się o swoją przestrzeń, warunki życia w nowym lokum. Chcą więc mieć pewność, że ktoś znacznie silniejszy – w tym wypadku miasto z deweloperem, nie zniszczą warunków i komfortu ich życia także po zakończeniu budowy.
Ale ten brak dialogu niepokoi też pozostałych mieszkańców miasta. Także nas. Bo chcemy równowagi w rozwoju, a nie ulegania presji inwestorów. Bo naprawdę nas martwi jak piękny Gdańsk będzie wyglądał za 20 lat. A przykłady z ostatniej dekady nie napawają nas, niestety, optymizmem.
O SPRAWIE PISZEMY TEŻ -> TUTAJ
Paweł Kątnik/Rafał Mrowicki