25 lutego 2017 to ważna data w historii Lechii Gdańsk. Tego dnia biało-zieloni stracili napastnika i jak do tej pory go nie odzyskali. 269 dni – grubo ponad osiem miesięcy – tyle czasu minęło od ostatniej bramki zdobytej przez Grzegorza Kuświka. Zapaść Kuświka to zjawisko wręcz nieprawdopodobne. To nie jest przypadkowy napastnik, któremu udał się jeden sezon, a w kolejnym zniknął. Nie, były piłkarz Ruchu Chorzów w ekstraklasie strzelał z bardzo solidną regularnością i zdecydowanie był wyróżniającym się zawodnikiem. Pokazał to również po przeprowadzce do Gdańska.
Tak wyglądały ostatnie sezony ligowe w jego wykonaniu:
2013/14 (Ruch Chorzów) 34 mecze/12 goli
2014/15 (Ruch Chorzów) 35 meczów/14 goli
2015/16 (Lechia Gdańsk) 33 mecze/11 goli
2016/17 (Lechia Gdańsk) 33 mecze/8 goli
2017/18 (Lechia Gdańsk) 5 meczów/0 goli Kuświk regularnie strzelał ponad dziesięć goli w sezonie i pewnie udałoby mu się to także w poprzednich rozgrywkach, gdyby nagle nie przestał strzelać. Sezon 16/17 i tak wygląda nieźle, ale tak naprawdę tylko nieco ponad pierwsza połowa tej kampanii, bo ostatnią bramkę snajper strzelił w 23. kolejce. W kolejnej obejrzał czerwoną kartkę i już tylko dwukrotnie pojawił się na boisku w wyjściowej „jedenastce”.
POSZUKIWACZ ZAGINIONEJ FORMY
Mogło się wydawać, że Kuświk dostanie szansę w kolejnych rozgrywkach, ale ani nowy sezon, ani nawet zmiana trenera, nie wpłynęły na jego sytuację. Tylko dwa razy rozpoczął mecz od pierwszej minuty, a łącznie na boisku spędził ich nieco ponad dwieście. Liczba bramek? Okrągłe zero. To samo w przypadku asyst.
30-letni napastnik nie zapomniał nagle, jak gra się w piłkę i prawdopodobnie będzie jeszcze strzelał gole w ekstraklasie. Pojawia się jednak pytanie, kiedy to nastąpi i dla jakiego klubu będzie trafiał, bo choć do końca sezonu jeszcze 21 spotkań i teoretycznie Kuświk może jeszcze zostać królem strzelców, to w Lechii jego sytuacja jest aktualnie fatalna.