Bohaterką audycji jest rzeźbiarka Janina Stefanowicz-Schmidt, rocznik 1930, profesorka gdańskiej ASP. Obecnie na emeryturze, ale wciąż aktywna twórczo tyle, że rzeźbienie zamieniła na rysowanie. Jest jedną z pierwszych roczników absolwentów PWSSP, dyplom zrobiła w 1955 roku u prof. Horno-Popławskiego i już jako studentka została asystentką prof. Alfreda Wiśniewskiego, którego wspomina z ogromną sympatią i szacunkiem. Na uczelni przepracowała 59 lat, między innymi prowadziła stworzoną przez siebie Pracownię Medalierstwa i Małych Form Rzeźbiarskich. Jest zarówno autorką medali i pamiątkowych plakiet, jak i prac o tematyce sakralnej: m.in. Chrystusa Frasobliwego w Bazylice Mariackiej, którego wykuła w czerwonym granicie. Jej kamienną Niobe w dramatycznej pozie można oglądać w Parku Oliwskim.
Rysuje dużo, kredkami i ołówkiem na cieniutkich deskach, które też mają swoją historię, pochodzą ze starych stodół i mebli. Powstają cykle o tematyce sakralnej, liryczne i poruszające obrazy, jak np. Zaśnięcie z maryjnego cyklu tez malowanego na deseczkach. Do tej pracy artystka wkleiła namalowane przez swoją mamę kwiaty, ot banalny obrazek z laurki, ale o wielkiej wartości emocjonalnej – mama Inki zmarła, kiedy artystka była dzieckiem.
Janina Stefanowicz-Szmidt wcześnie owdowiała, ale swoją starość uważa za szczęśliwą – wciąż pracuje twórczo, jej córka Magdalena, też rzeźbiarka, mieszka w tym samym domu; syn, architekt, wyjechał na Warmię, ale często się spotykają. – Czuję się świetnie, kiedy mam jakąś ideę i ją realizuję, nie zawsze jest to radość, zdarzają się trudności w osiągnięciu celu – mówi artystka. I dodaje: „Żeby być szczęśliwym, trzeba robić to, co się lubi”.