Dwa półrocza siatkarskiego Trefla. Pierwsze do zapomnienia, drugie – z nadmiarem emocji

Rok 2017 w wykonaniu siatkarskiego Trefla – i męskiego i żeńskiego – trzeba podzielić na dwie części. Pierwszą – zupełnie bezbarwną u podopiecznych Andrei Anastasiego i barwną, ale bardzo źle zakończoną w przypadku „Atomówek” – oraz drugą, w której została już tylko jedna drużyna, ale za to dużo lepsza od poprzedniej. Pierwsze pół roku, podobnie jak cały sezon 2016/17 w wykonaniu siatkarzy Trefla był tak bezbarwny, że właściwie trudno wyróżnić jakikolwiek moment rozgrywek. Było co prawda styczniowe zwycięstwo nad Asseco Resovią, ale to tylko jedno spotkanie. Podopieczni Andrei Anastasiego grali po prostu przeciętnie.

EMOCJI NIE BRAKOWAŁO

Emocje zaczęły się po zakończeniu sezonu. Najpierw – tutaj duży plus dla zarządu – przyszły transfery. Klasowe  z Piotrem Nowakowskim na czele, ale także z Arturem Szalpukiem i amerykańsko-kanadyjskim zaciągiem. Warto też wyróżnić obecnego kapitana – Mateusza Mikę – za decyzję i w końcu doprowadzenie zdrowia do odpowiedniego stanu. Klub opuścili także zawodnicy, którzy nie spełniali oczekiwań, a za to także należy się zarządowi pochwała.

Później emocji było jeszcze więcej, ale niestety negatywnych. Okazało się, że Trefl będzie musiał radzić sobie bez głównego sponsora i przyszłość klubu stanęła pod ogromnym znakiem zapytania. Z perspektywy czasu trzeba jednak przyznać, że klub może się pochwalić jednym z najlepszych zespołów marketingowych w Polsce. W akcję ratowania drużyny zaangażowano lokalne firmy, kibiców, swoje dołożyli też sportowcy, którzy zrezygnowali z części wynagrodzenia i Trefl wystartował w rozgrywkach.

Warto również pamiętać, że klub zorganizował wspaniałe zakończenie kariery Piotrowi Gackowi. W tym wypadku nikomu nie można nic zarzucić, a trzeba przyklasnąć, bo pożegnanie wicemistrza świata stało na godnym jego dorobku poziomie.

DRUŻYNA Z CHARAKTEREM

Sytuację organizacyjną udało się opanować, więc swoje na parkiecie musieli zrobić też zawodnicy i, jak na razie, wychodzi im to bardzo dobrze. Drużyna ma charakter, potrafi wygrać z mocnym rywalem, ale nie jest bajkowo, bo zdarza się też przegrać z dużo słabszym. Ważne jednak, że jej grę ogląda się z dużą przyjemnością, a określenie „bezbarwni” nikomu nie przyjdzie już do głowy.

BRAKUJE ŻEŃSKIEJ SIATKÓWKI

Minusem z pewnością trzeba nazwać przeniesienie żeńskiej siatkówki na drugi koniec Polski. Nie ma już „Atomówek”, jest Trefl Proxima Kraków. Decyzja ta biznesowo była usprawiedliwiona – nie było finansowych możliwości dalszego prowadzenia drużyny – ale żal pozostał, zwłaszcza mając w pamięci spotkania rozegrane przez zespół najpierw Piotra Mateli, a później Piotra Olenderka. Duży niesmak pozostawiło także zamieszanie związane ze zmianą szkoleniowca, które jednak sportowo się obroniło. Ale czy wyrzucenie trenera, który te dziewczyny prowadził jeszcze w młodzieżowych zespołach, a w trudnym dla klubu momencie wziął na siebie odpowiedzialność, było konieczne? Na to pytanie odpowiedzi nie poznamy.

ŻYCZENIA NA NOWY ROK?
– Mam nadzieję, że uda nam się znaleźć sponsora, który da nam możliwość pracy bez martwienia się o pieniądze. Ten sezon jest bardzo dziwny, dlatego musimy sobie życzyć znalezienia nowego wsparcia – zapewnia Andrea Anastasi.  Te słowa włoskiego trenera  praktycznie definiują sytuację Trefla w nadchodzącym roku. Klub musi znaleźć nowe wsparcie, by w przyszłym sezonie znów wystartować w PlusLidze. Akcja „doLewamy do pełna” była fantastyczna, ale to przedsięwzięcie jednorazowe. Ustabilizowanie sytuacji finansowej – tego i Treflowi, i sobie życzymy, bo jeśli organizacyjnie wszystko będzie na odpowiednim poziomie, to o ten sportowy martwić się nie będzie trzeba. A Trójmiasto pokazało już, że na poważną siatkarską drużynę zasługuje.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj