Kroczek po kroczku poza grupę mistrzowską. Żółto-niebieskie strzelby nie strzelają, Arka nie wygrywa

Szóste, siódme, ósme i w końcu dziewiąte. Arka co mecz, krok po kroczku, schodzi w tabeli coraz niżej. Gdynianie jeszcze w tym roku nie wygrali i dość komfortowa sytuacja, w której byli przed wznowieniem rozgrywek, robi się coraz bardziej nerwowa. Zwłaszcza, że żadna z żółto-niebieskich strzelb jeszcze nie wystrzeliła. Mając w pamięci porażkę w ostatnim meczu Arki w 2017 roku, gdynianie notują aktualnie passę czterech meczów bez zwycięstwa. Uzbierali w tym czasie zaledwie dwa punkty. W 2018 rok żółto-niebiescy wchodzili zajmując szóstą pozycję w tabeli, ale z każdym kolejnym meczem osuwają się o lokatę niżej i wypadli już z górnej ósemki. Oczywiście strata nie urosła, bo zmiana miejsc z Zagłębiem po remisie w Lubinie wynika z regulaminu, ale faktem jest, że jeżeli na koniec sezonu zasadniczego Arka będzie miała tyle samo punktów, co „Miedziowi”, znajdzie się w tabeli za drużyną Mariusza Lewandowskiego (po rozegraniu dwóch spotkań, przy takiej samej liczbie punktów, pierwszorzędne znaczenie ma bilans bezpośrednich spotkań, a nie bramkowy).

BLIŻEJ DO PODIUM NIŻ STREFY SPADKOWEJ

Dystans dzielący zespół Leszka Ojrzyńskiego od szóstej pozycji to zaledwie trzy punkty. Do piątej Korony strata wynosi pięć „oczek”, a do czwartego Górnika i trzeciego Lecha o dwa więcej, więc w teorii Arka może skończyć rundę zasadniczą nawet na podium. To wariant ultraoptymistyczny, ale nie niemożliwy. Z drugiej strony za plecami czają się Śląsk Wrocław i Cracovia, więc może też skończyć się tak, że po trzydziestej kolejce żółto-niebiescy będą nawet niżej niż na 9. pozycji, choć raczej nie w strefie spadkowej, bo od niej dzieli Arkę aż dziesięć punktów. Droga do grupy mistrzowskiej wciąż jest jednak otwarta, a prowadzi przez spotkanie z Piastem.

CORAZ LEPSZA OBRONA

Gliwiczanie ostatnio w końcu odżyli. Rok zaczęli co prawda od porażki z Jagiellonią, ale później trzy punkty wywieźli z Gdańska, a jeden ugrali z Wisłą Kraków. Pozwoliło im to na wyjście ze strefy spadkowej. Mocnymi punktami wydają się być ściągnięci z Legii Tomasz Jodłowiec i Jakub Czerwiński, ale też Mateusz Szczepaniak, który otworzył wynik meczu z Lechią. Piast poprawił się w defensywie, bo ostatnie dwa spotkania skończył z czystym kontem, a gole w tym roku zdobyli już dwaj napastnicy – wspomniany Szczepaniak i Michal Papadopulos.

TŁOK W ATAKU, ALE GOLI BRAK

Obrona nie jest też szczególnym problemem Arki. Gdynianie na zero z tyłu zagrali z Lechem i Zagłębiem, a na mecz z Wisłą (2:3) trzeba wziąć poprawkę przez wyjątkowo słabą formę Pavelsa Steinborsa. Łotysz zawiódł, ale był to tylko wypadek przy pracy. Większy problem gdynianie mają z przodu. W trzech tegorocznych spotkaniach żaden z napastników nie trafił jeszcze do siatki, żaden nie zanotował także asysty. Gole strzelili Patryk Kun i Michał Marcjanik, a szansę dostał przecież każdy z czwórki snajperów: Jurado, Siemaszko (obaj zagrali w pierwszym składzie chociaż raz) oraz Esqueda i Żebrakowski (obaj weszli z ławki). W Arce uznano, że w kadrze nie ma miejsca na czterech napastników. Wybrano opcję najrozsądniejszą. Najbardziej perspektywiczny Michał Żebrakowski został wypożyczony do Górnika Łęczna. 

ODBLOKOWAĆ STRZELBY, ZDOBYĆ TRZY PUNKTY I SPOKÓJ

Kluczem do walki o grupę mistrzowską będzie bezsprzecznie odblokowanie chociaż jednej z żółto-niebieskich strzelb. Oczywiście bramki mogą zdobywać pomocnicy, obrońcy, nawet Steinbors, a dopóki Arka będzie wygrywać, wszystko będzie w porządku. Jednak to na napastnikach ciąży obowiązek trafiania do siatki i to oni powinni bramkami ciągnąć drużynę, jak robił to w poprzednim sezonie Siemaszko. Pierwszą okazję do przełamania co najmniej jeden z wyżej wymienionych dostanie już w środę. Do Gdyni przyjeżdża Piast, a gol napastnika zapewniający trzy punkty powinien znów wprowadzić sporo spokoju w szeregi żółto-niebieskich.

Arka Gdynia – Piast Gliwice, środa, 28 lutego, 20:30.

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj