Arka miała wszystko, a skończyła z niczym. Gdynianie w doliczonym czasie gry stracili dwie bramki i przegrali z liderem

93 minuty – przez tyle czasu Arka grała mecz niemal perfekcyjny. Problem w tym, że spotkanie potrwało o 60 sekund dłużej, a to wystarczyło Jagiellonii do zdobycia dwóch goli i wyrwania gdynianom zwycięstwa. Żółto-niebiescy zamiast sprawić sensację, sprawili sobie ogromny zawód,  bo prowadzili 2:1, a przegrali 2:3. Pierwszą połowę trudno określić inaczej, niż nazywając ją oblężeniem. Grająca u siebie Jagiellonia raz po raz nacierała na bramkę Pavelsa Steinborsa i była w tych próbach bardzo groźna. Jej problem polegał na tym, że Arka w swoich szeregach miała Lukę Zarandię. Gruzin jest jak rosyjska ruletka – albo wypali, albo skończy się na niczym, ale nigdy nie jest z nim nudno. Nie było i tym razem, bo swoją dynamiką zaskoczył w polu karnym Guilehrme i Brazylijczyk sfaulował skrzydłowego gości. Do piłki podszedł Mateusz Szwoch i nie pomylił się.

MOMENT DEKONCENTRACJI

To był jednak jednorazowy wyskok gości w pierwszej części gry. Dalej przeważającą stroną byli gospodarze. Próbowali w każdy sposób, nawet przewrotką z jedenastu metrów, aż w końcu skuteczny okazał się ten, który ma patent na trójmiejskie zespoły. Roman Bezjak nic nie robił sobie z asysty obrońców w „szesnastce” i perfekcyjnie wykorzystał dogranie z lewej strony boiska. Tak naprawdę, patrząc na przebieg gry i liczbę okazji, z remisu do przerwy bardziej zadowoleni musieli być goście. Tym większe wrażenie zrobiło to, co pokazali po przerwie, nie licząc doliczonego czasu gry.

BEZBŁĘDNA OBRONA

Druga połowa to znów Jagiellonia w natarciu i broniąca się Arka, która jednak nie miała już atutu w roli Zarandii. Gruzin był jeszcze na boisku do 61. minuty, ale pożytku nie było z niego żadnego, więc i gdynianie w ataku byli bardziej niemrawi. To, co nie szwankowało, to zdecydowanie gra obrony. Żółto-niebiescy świetnie radzili sobie z kolejnymi atakami gospodarzy, a jeżeli już piłka skierowana była w stronę bramki, to bezbłędnie reagował na linii Steinbors. Żółto-niebiescy grali niemal perfekcyjnie, bo do świetnej obrony dołożyli indywidualny błysk Mateusza Szwocha, który popisał się fenomenalnym strzałem w samo okienko i dał gdynianom prowadzenie 2:1.

ZABÓJCZA MINUTA

Jeszcze w 93. minucie nie można było o grze podopiecznych Leszka Ojrzyńskiego powiedzieć nic złego. Grali niemal doskonale i byli o krok od sprawienia ogromnej sensacji. Żółto-niebiescy nie byli jednak przygotowani na to, co w ostatnich sześćdziesięciu sekundach zrobili gospodarze. Lider ekstraklasy zagrał tak, że choć kibicom żółto-niebieskich ręce opadały, to wszystkim innym musiały same składać się do oklasków. Dwa błyskawiczne ciosy i nie było czego zbierać. Najpierw Łukasz Burliga, potem Jakub Wójcicki. Obaj z najbiższej odległości, w obu sytuacjach Steinbors był bez szans i białostoczanie rozstrzygnęli mecz. Jedna minuta wystarczyła drużynie Ireneusza Mamrota, by obrócić wniwecz 93 minuty ciężkiej pracy gości.

Arka przegrała, bo przez minutę była zdecydowanie gorsza od rywali i miała od nich dużo mniej szczęścia. Gdynianie musieli oczami wyobraźni widzieć już siebie na szóstym miejscu w tabeli, a zamiast tego dalej są dziewiąci i mogą jeszcze spaść o lokatę niżej.

Jagiellonia Białystok – Arka Gdynia 3:2 (1:1)

Tymoteusz Kobiela
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj