W helskim porcie giną koty. Od wielu lat dokarmia je i opiekuje się nimi pani Elwira, mieszkanka Helu, która pracuje w jednej z firm na terenie portu. Zapewnia też zwierzętom opiekę weterynarza. – Najpierw Melania zginęła, we wtorek zginął Dzikusek, w środę Tomciu, bo wszystkie kotki miały imiona. W piątek i sobotę zostały otrute Zuza i Luna – mówi.
Jeszcze do niedawna pani Elwira miała pod swoją opieką siedemnaście bezdomnych zwierzaków, które na stałe bytowały w porcie. Do tego przychodziło jeszcze kilka bezdomnych kotów z miasta. W ciągu zaledwie tygodnia zginęło 8 zwierząt. Sześć zostało rozjechanych przez samochody, a dwa kolejne – co potwierdził też weterynarz – otruto. – Lunę trzeba było uśpić, bo już była w stanie agonalnym, podniebienie miała całe białe, pyszczek biały i źrenice też były białe – opowiada.
– Nie wierzę w tragiczny zbieg okoliczności – mówi pani Elwira. – Ktoś celowo zabija koty w helskim porcie, chociaż nie wiem, dlaczego miałyby komuś przeszkadzać – dodaje. – Dzięki temu, że mamy kotki, w porcie nie ma ani szczurów, ani myszy. Wiem, że kotki mają specyficzny zapach, ale z dwojga złego, lepsze chyba koty, niż szczury czy pogryzione sieci i przewody, prawda? – dopytuje pani Elwira.
ZABITE CELOWO
Opiekunka kotów jest przekonana, że ktoś robi to celowo.
– Sama byłam świadkiem sytuacji, że samochód, który jechał prosto, drogą przez port, nagle skręcił, żeby rozjechać kota – mówi pani Elwira. – Jest mi po prostu przykro, że ktoś zabija zwierzęta, które są pożyteczne i którym poświęciłam tyle uwagi – dodaje.
Kilka dni przed tym, jak zaczęły ginąć zwierzęta, jedna z firm, działających w helskim porcie, zaapelowała do pracodawcy pani Elwiry, aby przenieść budkę dla kotów poza obszar portu. Tak się stało, ale już kolejnego dnia zginęło pierwsze zwierzę. Pani Elwira zgłosiła sprawę Straży Miejskiej. Niestety funkcjonariuszom na razie nie udało się ustalić, kto zabija koty i czy robi to celowo.
Piotr Lessnau/mk