Obaj zapisali się w historii polskiego kina, obaj byli świetnie oceniani. Teraz w kinie możemy zobaczyć, jak wyglądały wspólne dni braci Andrzeja i Janusza Kondratiuka, gdy tego pierwszego dotknęła tragedia.
Będzie zachowywał się jak człowiek pierwotny, będzie agresywny, będzie obrażał – tak lekarz w szpitalu opisywała problemy, z którymi musiał się zmagać Andrzej Kondratiuk po wylewie. To niezwykła historia, która wydarzyła się w rzeczywistości, a dotyczy wielkich ludzi polskiego kina.
Nie lubili się przez lata, praktycznie nie utrzymywali kontaktu. Gdy jednak Andrzej jest w dużej mierze sparaliżowany, a jego mózg zaczyna wariować, braterskie poczucie obowiązku daje o sobie znać. I tak losy Janusza i Andrzeja ponownie się ze sobą splatają. Tym razem młodszy musi zaopiekować się starszym (popisowe role Roberta Więckiewicza i Olgierda Łukaszewicza), co wcale nie jest proste.
Janusz Kondratiuk w filmie „Jak pies z kotem” oddaje wielki hołd żonie Beacie. Samego siebie przedstawia trochę jako osobę, która potrzebuje jej pomocy niemal we wszystkim. Żona przykłada mu telefon do ucha, podaje pod nos jedzenie. Fatalne informacje w sprawie brata przewracają życie Janusza Kondratiuka do góry nogami. Teraz musi siłować się podczas podnoszenia go z łóżka, a przy tym znosić obelgi bardzo często nieświadomego rzeczywistości brata. Andrzej z kolei zdaje sobie sprawę, że przez chorobę stał się rodzinnym utrapieniem, sam zresztą nie potrafi poradzić sobie z takim upokorzeniem jak konieczność zmieniania mu pieluch.
Dodatkowo trzeba zająć się żoną Andrzeja – popularną aktorką Igą Cembrzycką – której największymi problemami są alkohol i artystyczna dusza. Trudy tej opieki każdego wieczora są kwitowane łzami Janusza i jego żony. W parze jednak widać hart ducha – nie poddają się, ćwiczą podnoszenie z łóżka, przygotowują się na kolejne ciężkie dni.
Na szczęście film nie tylko przytłacza tym gigantycznym problemem. W wielu momentach pojawiają się też motywy komediowe wynikające czy to z dobrze rozpisanych dialogów, czy też z zachowania bohaterki granej przez świetną Aleksandrę Konieczną. Ostatecznie od filmu oprócz rodzinnej tragedii bije bardzo przyjemne ciepło, które pozwala nam pomyśleć, że ze wszystkim można sobie poradzić. A jak bardzo przyjemne to ciepło jest? Chyba wystarczy, jeśli wspomnę, że podczas seansu wiele razy pomyślałem o kultowych już „Nietykalnych”.
Ocena ogólna: 8,5/10
Wiktor Miliszewski