Pekin, Budapeszt, Meksyk i Drewniana Warszawa – nazwy bardzo egzotyczne, ale oznaczają dzielnice pospiesznie skleconych domków w Gdyni. Czy taki obraz przypomina XIX-wieczne Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię, czy jest to raczej kombinacja cech polskich?
Gościem audycji Co za Historia był dr Jan Szkudliński. Rozmawiał Wojciech Suleciński.
– Niekiedy, gdy przejdziemy się w te miejsca, jeszcze pewne ślady tymczasowości zabudowy widać, choćby w dosyć chaotycznym ułożeniu domów, kształcie działek, krętych uliczek. Pamiętajmy, że ci, którzy zdecydowali się opuścić swoje rodzinne strony i przyjechać do Gdyni, często rzucali się w nieznane. Nie zawsze byli ludźmi przymierającymi głodem, a często przyjeżdżały tu osoby wykształcone, które szukały swojej szansy i nie zawsze ją znajdowały. To byli ludzie dynamiczni, którzy mieli w sobie chęć zmiany warunków, w jakich żyli. Przystosowanie się do tego, co znajdowało się na miejscu, było bardzo silne. Objawem przystosowania niech będzie to, że budowę niektórych budynków publicznych w Gdyni w okresie zimowym wstrzymywano i natychmiastowo zasiedlały je osoby bezdomne. Władze przymykały na to oko – mówił gość.