Mielenko, Karczemne, Klasztorne Małe i Klasztorne Duże. To nazwy kartuskich jezior, w których – ze względu na ich zanieczyszczenia – po prostu strach się kąpać. To niebawem ma się zmienić, ponieważ zbiorniki czeka proces tzw. rekultywacji, czyli oczyszczenia. Na ten cel miasto dostanie potężną dotację.
O wodnych zmianach, które czekają Kartuzy opowiadali: burmistrz miasta – Mieczysław Gołuński, zastępca burmistrza – Sylwia Biankowska, Wojciech Drewka – z Expressu Kaszubskiego oraz dr Justyna Kobos z Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego. Rozmowę prowadził Sylwester Pięta.
– Nie tak dawno, bo przed II wojną światową, Kartuzy były kurortem, który przyciągał rzeszę ludzi z Wolnego Miasta Gdańska, więc byliśmy traktowani na równi jak Sopot. Kartuzy to też wyjątkowe miasto, bo w Europie jako jedyni jesteśmy ze wszystkich stron otoczeni lasem – opowiadał burmistrz Kartuz.
Na swój projekt Kartuzy mają otrzymać 50 milionów złotych z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Sylwester Pięta pytał Sylwię Biankowską, kiedy rozpoczną się pracę. – Liczymy na to, że zaczniemy w tym roku. Z tego względu, że harmonogram projektu jest bardzo napięty i prace powinniśmy skończyć do 2023 roku.
Dr Justyna Kobos regularnie bada czystość kartuskich jezior, głównie pod kątem zakwitu sinic. – Muszę niestety przyznać, że stan tych wód nie jest najlepszy. Ze względu na dostępność związków biogenicznych, które się kumulowały przez lata. To przez to, że te jeziora są otoczone aglomeracją miejską i wiele zanieczyszczeń mogło się tam kumulować. Jest tam ogromny ładunek fosforu, który lubią sinice – komentowała pracownica Uniwersytetu Gdańskiego.
Dziennikarz Expressu Kaszubskiego opowiadał o tym, jaką funkcję dla mieszkańców pełnią obecnie kartuskie jeziora. – Przez ostatni czas były dla mieszkańców błogosławieństwem i przekleństwem. To jest fantastyczny, piękny i malowniczy krajobraz, ale jednocześnie to skażenie powodowało uciążliwości dla mieszkańców. Dwa lata temu mieliśmy taki silny zakwit sinic w jeziorze Karczemnym, że było to odczuwalne w całym mieście. To jest ostatni dzwonek, żeby coś w tej sprawie zrobić – mówił Wojciech Drewka.