Michał Mak rozegrał najlepsze spotkanie w sezonie. Zdobył piękną bramkę, wydatnie pomógł kolegom w pokonaniu Górnika Zabrze 2:1, a Lechia po prawie dekadzie ponownie awansowała do półfinału Pucharu Polski. 27-letni skrzydłowy w ostatnich sezonach pełnił drugoplanowe role w klubach, w których występował. Tak było w sezonie 2016/17 w Lechii, podobnie sezon później w Śląsku Wrocław. Ostatni rok, który zostanie zapamiętany Makowi jako uczciwie dobry, na miarę jego talentu, to 2015/16 w barwach Lechii, kiedy w Ekstraklasie zagrał 23 spotkania, strzelił 6 goli i ostatni raz przebywał na murawie więcej niż 1000 minut w trakcie sezonu.
GRAMY WYRACHOWANĄ PIŁKĘ
Dlatego mecz z Górnikiem i premierowy gol w sezonie Maka, są dla niego niezwykle istotne. Tym bardziej, że rywal postawił bardzo twarde warunki, a w 2019 roku przed meczem z Lechią nie przegrał. – Górnik to bardzo solidny zespół i w środę pokazał, że miał sporo okazji, ale my cieszymy się, że znów taki trudny mecz potrafimy wygrać. Wiemy jak przetrzymać napór przeciwnika, a później jesteśmy do bólu skuteczni, gramy wyrachowaną piłkę i znów to się potwierdziło – powiedział strzelec pierwszego gola dla Lechii.
Przy golu na 1:0 Mak zachował się dokładnie tak, jak sam charakteryzuje grę Lechii – wyrachowanie. Zobaczył, że ma dużo miejsca, przebiegł z piłką kilkanaście metrów, przełożył na lewą nogę i strzelił nie do obrony. – Czy chciałem tak strzelić? To była od początku moja myśl, by zejść do środka, zobaczyłem że Koj zostawił mi dużo przestrzeni. Cóż, celowałem czy nie, to nieistotne – wpadło pięknie po długim słupku. Jak nie uderzasz, nie masz goli – powiedział skrzydłowy.
NIE BYŁO IMPREZY
Awans Lechii do półfinału Pucharu Polski to najlepszy start drużyny w tych rozgrywkach od sezonu 2010/11, kiedy drużyna z przegrała w półfinale z Legią Warszawa. Jednak przesadnego świętowania po meczu nie było. – Uwierzcie, jest bardzo spokojnie. Mamy mecz z Zagłębiem już w poniedziałek i nie ma czasu na świętowanie. My nie wybiegamy daleko w przyszłość, mamy chłodne głowy i jedyne o czym marzymy to regeneracja – podsumował skrzydłowy.
Na razie wszystkie rundy gramy na wyjeździe a ja chciałbym wreszcie zagrać u nas. Marzy mi się by kibice tłumnie zjawili się na stadionie i byśmy wspólnie awansowali do finału w Warszawie.
MARZENIA DO SPEŁNIENIA
– Czemu mamy nie grać o finał? Każdy z nas marzy by zagrać na Stadionie Narodowym i sięgnąć po Puchar. Trener bardzo nas uczulał, że musimy podejść do tego poważnie, bo od ćwierćfinału nie ma miejsca na jakieś rezerwy. Z niecierpliwością czekamy na losowanie – spuentował.
Paweł Kątnik