Gdynianka na co dzień jest członkinią pomorskiego Klubu Sportowego Gokken. 28 marca rozpocznie zmagania podczas 54. Mistrzostw Europy Seniorów w karate. W rozmowie z Radiem Gdańsk Sara Elwart opowiedziała m.in. o początkach kariery oraz marzeniach.
RG: Jak rozpoczęła się Pani przygoda z karate?
Sara Elwart: Moja cała rodzina trenuje karate, m.in. wujkowie oraz kuzynowie. Kiedy miałam 12 lat, poszłam na pierwszy trening. Namówił mnie kuzyn mojej mamy. Pierwsze wygrane zawody dały mi motywację do dalszych treningów. Miało się to ograniczyć do jednego próbnego treningu, a ćwiczę już 8 lat.
RG: Początki na tatami były bolesne, czy raczej radosne?
SE: Było lepiej, niż się spodziewałam. Gdy miałam 12 lat i dopiero zaczęłam trenować, startowałam z bardziej doświadczonymi rówieśniczkami. Mimo tego samego wieku, inne dziewczyny trenowały dłużej. Kiedy byłam na pierwszych zawodach, ja miałam biały pas, a inne pomarańczowy lub zielony. Z każdymi kolejnymi zawodami robiłam coraz większe postępy. Zawsze coś udawało się ugrać albo byłam blisko medalu. Nieważny jest kolor pasa. Najważniejsze jest zaangażowanie oraz posiadany potencjał.
RG: Karate to był wybór pierwszy czy jedyny?
SE: Karate zawsze było najważniejsze. Nigdy nic innego nie robiłam. Zawsze sport był obecny w moim życiu. Chodziłam na dodatkowe zajęcia z WF-u czy próbowałam ćwiczyć na siłowni. Jednak przekonałam się, że karate jest tym, co mnie zajmuje w stu procentach. Nie miałabym ochoty oraz czasu na rezygnację z tego i zajęcia się czymś innym od podstaw.
RG: Jak wspomina Pani swoje pierwsze zawody?
SE: Moje pierwsze zawody odbyły się w Rumi. To był pokaz technik czyli KATA dla początkujących. Wtedy byłam zestresowana, a zajęłam trzecie miejsce. Kiedy się o tym dowiedziałam, to się popłakałam ze szczęścia na macie. Bardzo się cieszyłam. To była ogromna radość wynikająca z pierwszego medalu.
RG: Czy zdarzały się momenty, w których chciała Pani zrezygnować z karate?
SE: Kryzysy się zdarzają. Parę razy w miesiącu wyjeżdża się na zawody. Z czasem każdego zawodnika dopada kryzys. Wtedy chce się odpuścić i zrobić sobie przerwę od tego wszystkiego. Też miałam gorsze chwile. Chciałam odsapnąć i zregenerować się. Na szczęście nie trwały one dłużej, niż tydzień. Po tym cięższym czasie potrafiłam się otrząsnąć. Wracałam z jeszcze większą energią na trening.
RG: Ma Pani jakieś własne pomysły na podnoszenie się po porażkach?
SE: Zawsze sobie powtarzałam, że sport nie jest dla wszystkich. On jest tylko dla wytrzymałych. Udowadniałam sama sobie, że mogę to robić dalej. Kiedy miałam poważny kryzys to oglądam filmiki sportowe z motywacją np. Arnolda Schwarzeneggera. On jest dla mnie autorytetem, to człowiek o wielu talentach. Zawsze próbowałam myśleć o ludziach, którzy przeszli podobną drogę. Skoro oni dali radę, to ja też. Tak to sobie tłumaczyłam.
RG: Z jakimi wyrzeczeniami wiąże się zawodowe uprawianie karate?
SE: Na pewno trzymanie diety. Na każdych zawodach jesteśmy ważeni. Trzeba mieć równą wagę w stosunku do kategorii, w której się startuje. Nie ma imprez i alkoholu, ponieważ spala on mięśnie. Bardzo okazjonalnie po zawodach można coś wypić. Nie ma też dużo czasu na częste spotkania z przyjaciółmi. To są takie trzy minusy uprawiania karate.
RG: Pomimo młodego wieku osiągnęła Pani już wiele sukcesów. Które z nich są najcenniejsze?
SE: Mam dwa największe sukcesy. Dwa lata temu w Niemczech zajęłam trzecie miejsce na prestiżowych zawodach z cyklu Premier League. Wtedy startowało 160 zawodniczek z całego świata. Na szczęście udało mi się zająć wysokie miejsce. To był mój pierwszy duży sukces. Miesiąc temu zdobyłam mistrzostwo Europy w kategorii U-21. To był mój pierwszy medal na ME. Jeszcze jeden mój udany start to były Mistrzostwa Świata w Dżakarcie. Wtedy miałam 16 lat. To był mój pierwszy występ na imprezie tego formatu. Wtedy przegrałam pojedynek o trzecie miejsce. Jednak bardzo dobrze wspominam tamte zawody.
RG: Jeszcze zapytam o zdrowie. Czy karate to bardzo urazowy sport?
SE: Miałam kilka kontuzji. Stawy trochę się już przecierają. Trzeba było przechodzić rehabilitację oraz oklejanie tape-ów. W listopadzie przed Mistrzostwami Świata w Madrycie musiałam pojechać do lekarza. Wstrzyknął mi steryd do kolana. To była jedyna możliwość. Nie mogłam już chodzić. Tydzień przed zawodami coś mi strzeliło. Myślałam, że nie pojadę na zawody. Ale po zastrzyku było lepiej. Dodatkowo dostałam zaświadczenie. W razie dopingu miałabym usprawiedliwienie, ze to w celach zdrowotnych w dopuszczalnych dawkach. Oprócz tego to występują bóle pleców. Zdarzają się złamania, ale dosyć rzadko.
RG: Jakie są Pani najbliższe plany sportowe?
SE: Moim najbliższym planem są Mistrzostwa Europy Seniorów w Guadalajarze (Hiszpania). Odbędą się pod koniec marca tego roku. Mam nadzieję osiągnąć dobry wynik. Powalczę najlepiej, jak potrafię. Później będzie trochę odpoczynku. Sezon powoli się kończy. Na pewno będą mniejsze międzynarodowe zawody. W wakacje przede wszystkim będą treningi oraz obozy, a od września znowu turnieje.
RG: Jakie ma Pani marzenia związane z karate?
SE: Marzeniem każdego sportowca są Igrzyska Olimpijskie! Po to się trenuje, żeby świat usłyszał o danej osobie, żeby mieć jakąś sławę. Jest to marzenie bardzo ciężkie do zrealizowania, ale jest szansa. Ja wierzę w to, że może mi się udać. Muszę się wziąć w garść i dążyć do wyznaczonych celów.
RG: Dziękuje za rozmowę.
Przemysław Schenk/jr