Na dwa lata więzienia skazał gdański sąd Wioletę i Andrzeja W., którzy prowadzili rodzinny dom dziecka w Oruni. Małżeństwo odpowiadało za znęcanie się nad siedmiorgiem podopiecznych. Sprawa wyszła na jaw, bo dzieci opowiedziały o wszystkim w szkole.
Sąd nie miał wątpliwości co do winy oskarżonych. Pokrzywdzone dzieci w wieku od pięciu do dwunastu lat miały być bite między innymi rurą od odkurzacza i przywiązywane do łóżka do góry nogami. Ich dramat trwał trzy lata.
– Upokarzali, stosując takie kary, jak zamykanie w ciemnej łazience, wystawianie na dwór w samej piżamie zimą. Dzieci były głodne, większość wskazywała na to, że oskarżeni lepiej zajmowali się psami niż nimi – mówiła w uzasadnieniu sędzia Karolina Kozłowska.
WEDŁUG PROKURATURY WYROKI SĄ ZBYT NISKIE
Prokuratura chciała pięciu lat więzienia dla Wiolety W., a dla jej męża – sześciu. Wszystko wskazuje więc na to, że będzie apelacja.
– W związku z tym, że prokuratura jednak wnosiła o dużo wyższe kary pozbawienia wolności, moim zdaniem wyroki są zbyt niskie. Stąd wniosek o uzasadnienie tego wyroku – wyjaśnia prokurator Marzanna Majstrowicz.
DZIECI DOSTANĄ NAWIĄZKĘ
Sąd orzekł też wobec oskarżonych dziesięcioletni zakaz zbliżania się do pokrzywdzonych. Muszą też zapłacić im po dziesięć tysięcy złotych nawiązki. Otrzymali również piętnastoletni zakaz pracy z dziećmi.
Sąd stwierdził też, że pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku zareagowali za późno. Powinni wcześniej zbadać sytuację w placówce i dążyć do jej zamknięcia. Sąd o tej sytuacji powiadomi wojewodę pomorskiego i rzecznika praw dziecka.
Posłuchaj materiału dziennikarza Radia Gdańsk:
Grzegorz Armatowski/MarWer