– Dzisiaj spadł nam duży kamień z serca i możemy odetchnąć z ulgą – mówił po meczu z Wisłą Kraków Adam Deja. Napastnik Arki otworzył wynik w 5. minucie spotkania, które dało gdynianom utrzymanie w Ekstraklasie.
Radość i ulga, podparte konkretnym wynikiem i solidnym występem na boisku, towarzyszyły piłkarzom i kibicom Arki Gdynia w poniedziałkowy wieczór. Żółto-niebiescy pewnie pokonali krakowską Wisłę (3:1) w przedostatnim meczu sezonu 2018/19.
– Gdynia zasługuje na to, żeby nie tylko rok w rok bić się o utrzymanie i obgryzać w maju paznokcie z nerwów, tylko żeby stworzyć taką drużynę, która zagra o coś więcej – mówił po spotkaniu trener Jacek Zieliński.
– Uważam, i cały czas uważałem, że mamy mocną drużynę. Stać ją na bardzo dużo. Nie mówię, że na takie wyczyny jak Piast Gliwice, który pewnie zmierza po mistrzostwo Polski. Ale na pewno było nas stać na to, żeby grać w pierwszej ósemce i spokojnie w niej walczyć – dodał w rozmowie z klubową telewizją Michał Nalepa.
„STARALIŚMY SIĘ STŁAMSIĆ PRZECIWNIKA”
– Założenia były takie, żeby wyjść wysoko, bo wiedzieliśmy, że Wisła ma problemy kadrowe. I to było widać. Gdy podeszliśmy wyżej, odbieraliśmy im piłkę bardzo wysoko na ich własnej połowie i z tego stwarzaliśmy groźne sytuacje – mówił Adam Deja po spotkaniu, w którym gdynianie oddali aż 32 strzały na bramkę, w tym 11 celnych.
– Cieszymy się, że tak szybko otworzyliśmy wynik spotkania, bo to nam ułatwiło grę – przyznał napastnik, który sprawę pierwszego gola (5’) wziął we własne nogi.
– W poprzednich trzech meczach straciliśmy tylko jedną bramkę i to dodało nam pewności siebie. Widać było dziś na boisku, że staraliśmy się wyjść wysoko i tego przeciwnika stłamsić. Udało nam się to w stu procentach i nie pozostaje nam nic innego, jak cieszyć się i na luzie jechać do Wrocławia – kontynuował Deja.
A tam, w meczu ze Śląskiem: – Nie odpuścimy. Chcemy zająć na koniec jak najlepsze miejsce, bo to też reklama dla klubu. Chcemy tam wyjść i zagrać o trzy punkty – obiecuje napastnik.
Posłuchaj wypowiedzi Adama Dei:
SZAŁ-STRZAŁ
Aby wypracować spokojną podróż na południe Polski, w poniedziałek potrzebna była pełna koncentracja.
– Wiedzieliśmy, że to może być dla nas ostatnie 90 minut w tym sezonie i wówczas nie będziemy musieli jechać do Śląska nerwowi – kontynuował Michał Nalepa, dla którego w sezonie 2018/19 był to mecz numer 27 rozegrany od pierwszej minuty.
– Uważam, że po pierwszej połowie mogliśmy spokojnie prowadzić 3-0, 4-0. Mnóstwo sytuacji, dużo błędów ze strony Wisły – wyliczał pomocnik.
– Niestety padła tylko jedna bramka i przed końcem pierwszej połowy jedną też straciliśmy. Niepotrzebnie zafundowaliśmy sobie nerwy, ale koniec końców najważniejsze, że wygraliśmy mecz, w którym byliśmy lepsi – podsumował.
– Dzisiaj już nic innego się nie liczy. Za chwilę nikt nie będzie pamiętał, jak graliśmy przez cały ten sezon. Był on dla nas trudny, ale liczy się to, że dzisiaj mamy pewne utrzymanie – dodał Nalepa, który dwoił się i troił, by w meczu z Wisłą trafić do siatki.
Pomocnik żółto-niebieskich oddał w całym meczu najwięcej strzałów na bramkę (8), w tym trzy celne. Drugi we wspomnianej klasyfikacji był Luka Zarandia (7/2), a trzeci – autor dwóch goli, Marko Vejinovic (6/2).
– Dobrze, że koledzy strzelali, bo mi nie chciało dziś nic wpaść. Widocznie muszę jeszcze troszkę potrenować i wejść na wyższy poziom – mówił z uśmiechem Nalepa.
Posłuchaj wypowiedzi Michała Nalepy:
DO WROCŁAWIA PO SWOJE
Kwestia utrzymania jest już przesądzona, nie oznacza to jednak, że mecz ze Śląskiem potraktowany zostanie po żółto-niebieskiej stronie jako formalność.
– W piłkę gramy po to, by wygrywać – mówi Nalepa. – Wiadomo, będziemy mieli spokój psychiczny, ale nie pojedziemy do Wrocławia tyle kilometrów, żeby wyjść na boisko i żeby nas zlali. Nawet jak idziesz pograć sobie w piłkę na orliku to nie po to, żeby dostać w czapkę – dodaje z przekonaniem.
– Pojedziemy po to, żeby wygrać ten mecz i zakończyć sezon zwycięstwem, oraz podtrzymać naszą krótką, ale fajną passę bez przegranego meczu – podsumowuje Nalepa.
CO DALEJ?
Plan minimum udało się zrealizować, dlatego w Gdyni już teraz nie tylko się myśli, ale i rozpoczęto działania zorientowane w pełni na kolejny sezon.
– Co będzie w przyszłym sezonie, nie wiadomo. Trener Zieliński przyszedł, utrzymał drużynę, ale kontrakt ma do końca tego sezonu. Liczę na to, że zostanie on przedłużony, ale co będzie, tego nie wiadomo. Jacy będą zawodnicy w kadrze, tego też nie wiadomo. W przyszłym sezonie może to być inna drużyna – kontynuował Michał Nalepa.
– Rozmowy i plany już prowadzimy, tylko do tej pory były one trochę uśpione ze względu na to, że sytuacja była dość rozwojowa i dynamiczna – mówił na konferencji pomeczowej trener Zieliński.
– Zobaczymy, jakie będą możliwości. Wiadomo, że w Arce wiele zależy od możliwości finansowych. Nie jest to klub, który jest w czołówce najlepiej płacących klubów w polskiej lidze, za to jest bardzo stabilny. Do tego piękne miasto, fajni kibice. Tutaj wielu zawodników chciałoby grać – kontynuował z przekonaniem.
– Gdynia zasługuje na to, żeby nie tylko rok w rok bić się o utrzymanie i obgryzać w maju paznokcie z nerwów, tylko żeby stworzyć taką drużynę, która zagra o coś więcej. Nie mówię, że będziemy grali o europejskie puchary, bo na razie byłyby to bzdury. Ale środek tabeli, myślę, że spokojnie jesteśmy to w stanie osiągnąć – pod warunkiem, że do Arki dojdzie trochę jakości, bo tej jakości piłkarskiej tutaj brakuje, dodał trener zółto-niebieskich.
Posłuchaj konferencji prasowej trenera Jacka Zielińskiego:
PODRÓŻ SŁUŻBOWA
Pierwsze rozmowy z zawodnikami mają się rozpocząć podczas wyjazdu do Wrocławia. A ten – już w środę.
– Liczyliśmy się z tym, że może to być mecz o życie – mówił po meczu trener w perspektywie wczesnego wyjazdu na piątkowe starcie ze Śląskiem.
– Tam będzie już można z niektórymi porozmawiać o przyszłości – przyznał.
„PAN PIŁKARZ”
O ile znaków zapytania wokół składu Arki na sezon 2019/20 jest wiele, nie można postawić go przy jednym nazwisku: Marko Vejinovic. Choć wszyscy chcieliby Holendra zatrzymać, ten w Gdyni na pewno nie zostanie.
– Gdy oglądałem Marco we wcześniejszych meczach, jeszcze nie będąc trenerem Arki, już wtedy uważałem go za piłkarza z innej bajki niż liga polska. Natomiast mając go codziennie na treningu, widząc, jaką robi różnicę w naszej grze… My mówimy na takich zawodników „pan piłkarz” – mówił z podziwem trener.
– To jest chłopak, który ma niebagatelne umiejętności, ale nie pochodzi też z przypadkowego klubu. W Alkmaar nie grają przypadkowi ludzie – kontynuował.
– Wielka szkoda, że nie będziemy już go mieli, to jest olbrzymia strata dla Arki i będziemy musieli ją w jakiś sposób załatać. Podejrzewam, że gdyby Marco został na następny sezon, to bylibyśmy w stanie zrobić tu naprawdę fajny zespół. Bardzo nam pomógł, w końcówce był takim motorem napędowym i bardzo skutecznym strzelcem, ale są to jego ostatnie chwile w Arce – potwierdził trener.