3 lipca rozpoczyna się 17. edycja Open’era. Z wielu stron słychać głosy, że tegoroczny line-up jest mało satysfakcjonujący. Szczególnie rozczarowane są osoby, które kupiły bilety zanim został ogłoszony którykolwiek z wykonawców. Faktycznie, skład jest inny niż w poprzednich latach. Tyle tylko, że można się było tego spodziewać. W zeszłym roku Open’er został całkowicie wyprzedany. Na scenie pojawili się m.in. Depeche Mode, Gorillaz czy Arctic Monkeys, czyli artyści, którzy należą „do elity”. Tyle tylko, że w ciągu ostatnich paru lat muzyka zmienia się bardzo dynamicznie.
GWIAZDĄ Z DNIA NA DZIEŃ
Jest to spowodowane między innymi sposobem jej odbierania. Dużą rolę odgrywa tutaj serwis YouTube, który pozwala zostać gwiazdą z dnia na dzień. Spirala popularności nakręca się samoczynnie, bo YouTuberzy, chcąc w jakiś sposób podbić swoją rozpoznawalność na tym, co akurat jest modne, odnoszą się do tego w swojej twórczości, jednocześnie „podbijając hype”. Podobnie dzieje się z muzyką.
Open’er zawsze starał się kreować na modną imprezę, na której w dobrym tonie jest się pojawić. Patrząc na to, jak ostatnio rozwijała się muzyka i przyglądając się line-upom zeszłorocznych edycji tego festiwalu, czułem, że młodzi ludzie w wieku 16-18 lat mogą odbierać go trochę jako imprezę już nie dla swojego pokolenia. Nie ukrywajmy, sporej części z nich nie było jeszcze na świecie, gdy w 2002 roku odbywała się pierwsza edycja tej imprezy. Wprowadzenie sporej liczby nowych, modnych wykonawców jest więc logicznym posunięciem marketingowym.
ODMŁODZENIE FESTIWALU
Organizatorzy Open’era, zapraszając np. Travisa Scotta czy Lil Skies’a, odświeżają festiwal i wzbudzają zainteresowanie młodszych odbiorców, którzy mogą nie wiedzieć, kim jest Dave Gahan, a wcześniejszy zespół Dave’a Grohla znają tylko z nadruków na koszulkach, dostępnych w popularnych sieciówkach. Czasy się zmieniają, a Open’er, chcąc przyciągnąć młodych influencerów, którzy sprawią, że impreza zaistnieje w świadomości nowego pokolenia, musi stać się częścią, wspomnianej wcześniej, internetowej spirali popularności. Może w tym roku jeszcze młodzi ludzie nie uderzą tak tłumie na Babie Doły, ale gdy okaże się, że fotki z festiwalu na Instagramie wzbudzają ogromne zainteresowanie wśród rówieśników, to może okazać się, że w następnych latach średnia wieku na Open’erze może się zdecydowanie obniżyć. Nie zapominajmy, że wygórowana cena biletu może być odstraszająca, ale jednocześnie wzbudza pożądanie. Pokazanie całemu światu, że jesteśmy w stanie pozwolić sobie na bycie w tym „elitarnym” miejscu, może być budujące.
I TAK JEST CIEKAWIE
Nie można jednak nie zauważyć, że tegoroczny Open’er ma wiele zróżnicowanych propozycji muzycznych. The Strokes dla miłośników „alternatywki”, Lana Del Rey, której płyta „Born to Die” jest jednym z najgłośniejszych albumów mijającego dziesięciolecia, dodatkowo kultowi The Smashing Pumpkins, który w swojej ponad 30-letniej karierze przyjeżdżają do Polski dopiero trzeci raz, no i Death Grips, którzy każdą swoją kolejną płytą przesuwają granice eksperymentalnego hip-hopu. Open’er się zmienia, ale nie zapominajmy, że jego formuła zawsze była dynamiczna. Tę różnorodność postrzegam jako ogromny plus. Nie ukrywam, spora część młodszych wykonawców niezbyt mnie interesuje, ale nie musi. Ten festiwal zawsze starał się nadążać za trendami, a to, że ja się na to nie łapię, jest już moim problemem. Nazw rozpoznawanych jest sporo, a ciekawej muzyki jeszcze więcej. No i jeszcze kwestia, na ile Open’er jest festiwalem muzycznym, a na ile przestrzenią do spotkania się ze znajomymi i po prostu dobrej zabawy na rozpoczęcie lata. A myślę, że energia i ciekawość świata młodych ludzi na pewno nie zaszkodzi klimatowi tej niepowtarzalnej imprezy.
Piotr Bonar