Zdyszany Artur Sobiech w rozmowie telewizyjnej w przerwie, spóźniony Żarko Udovicić i jego czerwona kartka, wyrastający ponad przeciętność Dani Ramirez, a do tego 2/3 czasu przy piłce ŁKS. Że będzie ciężko, to Lechiści wiedzieli, ale że aż tak, to chyba nikomu się nie śniło.
To było 45 minut zimnego kubła wody na rozmarzone głowy brązowych medalistów poprzedniego sezonu. Trener Piotr Stokowiec mówił przed meczem o szlachetnych cechach, jakie posiedli jego piłkarze: solidności, zdyscyplinowaniu i dobrej organizacji. Ale tych przymiotów brakowało. Do tego stopnia, że 32-letni rutyniarz, piłkarz na którego w Gdańsku bardzo po okresie przygotowawczym liczą, zalicza wtopę, brutalnie fauluje i wylatuje z boiska niczym nieopierzony młodzian.
WYGŁODNIAŁY BENIAMINEK
Z drugiej strony niesiony głodem wielkiej piłki ŁKS wyszedł na murawę jak natchniony. Owszem, miał sporo szczęścia. Owszem, zaczął lekko stremowany i z respektem do Lechii. Ale w miarę upływu czasu rozkręcał się. Łodzianie trzymali się blisko siebie niczym zwarta ekipa, jej dyrygentem był Dani Ramirez – człowiek, który każdym dotknięciem piłki zdradzał nieprzeciętne umiejętności. A to uwolnił się od krycia, a to dostrzegł kolegę w sytuacji niedostrzegalnej.
Pierwsza połowa więc na remis – Lechia z klarowną okazją Haraslina do zdobycia bramki, a ŁKS z fantazją i bez strachu. Jego siłą było też posiadanie piłki, wystawiające „pucharowiczowi” z Gdańska bardzo nieprzyzwoite noty – 67 procent dla ŁKS-u.
STOKOWIEC NIEZADOWOLONY
Po przerwie nie było kubła zimnej wody, zabrakło też prysznica z zimnym natryskiem. A nawet jeśli były, to nie pomogły. Wprowadzeni w tej części Wolski i Lipski wnieśli do gry spokój, panowanie nad piłką w środku boiska, ale nie udało im się postawić kropki nad „i”. Siła w ofensywie została zachwiana po tym, jak z konieczności za Sobiecha na murawę wszedł Maloca.
Choć spotkanie było żywe i dobrze się je oglądało, wynik 0:0 wystawia oczywistą notę dla sił ofensywnych obu zespołów. Zabrakło skuteczności i klarownych okazji.
Może oczekujemy za wiele, a może to był po prostu zbieg nieszczęśliwych wydarzeń. Czerwień dla Udovicicia, zejście z konieczności Sobiecha, nawarstwiające się zmęczenie podczas gry w dziesiątkę. Remis w takich okolicznościach, z tak dobrze dysponowanym ŁKS-em, należy brać z szacunkiem. Trudno jednak będzie dziwić się tym kibicom Lechii, którzy taki wynik odbiorą za porażkę.
1. kolejka Ekstraklasy: ŁKS Łódź – Lechia Gdańsk 0:0
Skład ŁKS-u: M. Kołba – J. Grzesik, M. Rozwandowicz, J. Sobociński, A. Klimczak – Ł. Piątek, B. Kalinkowski, P. Bryła, M. Wolski, D. Ramirez – Ł. Sekulski
Skład Lechii: D. Kuciak – K. Fila, M. Nalepa, B. Augustyn, F. Mladenović – D. Łukasik, J. Kubicki, M. Gajos (46′ P. Lipski) – L. Haraslin (76′ R. Wolski), A. Sobiech (46′ M. Maloca), Ż. Udovicić
Paweł Kątnik