Prawie 560 mil morskich, 97 godzin na morzu, z czego połowa pod żaglami. Wyjątkowy rejs jachtu Generał Zaruski po 8 dniach dobiegł końca. To, co w domyśle miało być pouczającą przygodą stało się czymś o wiele więcej. Tej wyprawy prawdopodobnie żaden z uczestników nie zapomni do końca życia.
4 sierpnia z nabrzeża przy Ołowiance wypłynęła flagowa jednostka Miasta Gdańsk – STS Generał Zaruski. Na trasie podróży była Gotlandia, malowniczy archipelag wysp szkierowych, Kalmar i Ekenas – miejsce narodzin jachtu. Choć nie była to pierwsza wyprawa żaglowca w te strony, ten rejs od początku miał być wyjątkowy. Na pokładzie znaleźli się przedstawiciele instytucji edukacyjnych oraz tych związanych z dziedzictwem morskim. Do udziału w rejsie zaproszono również Radio Gdańsk, dzięki czemu mogliśmy relacjonować przebieg tej wyjątkowej wyprawy.
TURYSTÓW NIE MA, JEST ZAŁOGA
Zanim jeszcze opuściliśmy wody Zatoki Gdańskiej, przeszliśmy podstawowe szkolenie bezpieczeństwa, a także wyjaśniono nam naszą rolę. Każdy po wejściu na pokład automatycznie stał się częścią załogi. Podzieleni zostaliśmy na wachty, podczas których każdy uczył się manewrowania statkiem, nanoszenia współrzędnych na mapy, obserwacji i dyscypliny. Szybko zrozumieliśmy, że każdy jest częścią jednego organizmu, a bez współpracy daleko nie popłyniemy. Wszystkie prace począwszy od gotowania i sprzątania, kończąc na stawianiu żagli wykonywaliśmy wspólnie. Do sprawnego i szybkiego postawienia największego żagla – „grota” – potrzebne jest kilka osób. Tu nie było miejsca na dyskusje, praca musiała być wykonana wspólnymi siłami.
Po oswojeniu się z obowiązkami przyszedł czas na rytm dnia. Każda wachta według ściśle określonych godzin zmieniała się przy sterze czy oku, czyli miejscu na dziobie, gdzie wyznaczona osoba musiała w dzień i w nocy, zmieniając się regularnie, obserwować, czy na kursie nie ma nieoczekiwanych przeszkód. Przy okazji oficerowie i starsi wachty na każdym kroku uczyli nas i opowiadali o swoich doświadczeniach.
WYJĄTKOWE MIEJSCA
Pierwszym portem na naszej mapie była stolica Gotlandii – miasto Visby. W tym czasie odbywał się tydzień średniowiecza, słynna impreza gromadząca fascynatów dawnej epoki. Po intensywnym dniu i nocy spędzonej w porcie popłynęliśmy na archipelag wysp szkierowych, czyli malownicze skaliste wysepki. W tym miejscu oddalonym od cywilizacji przycumowaliśmy przy samych skałach. Nabrzeża nie ma, ale dzięki specjalnym uchwytom w skałach można bezpiecznie zacumować na dziko. Kilka godzin w tym bajkowym miejscu jest w stanie odcisnąć się w pamięci na lata. Do miejsc takich jak to nie dojedziemy autokarem. Kto by pomyślał, że 30-metrowej długości żaglowiec jest tu w stanie wpłynąć jak gdyby nigdy nic. Udało się to na pewno dzięki doświadczeniu kapitana i świetnej załodze stałej.
(Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment)
Po kilku godzinach ze smutkiem opuszczaliśmy szkiery, kierując się do Kalmaru. Wpływając do portu, największe wrażenie robi przepłynięcie pod Mostem Olandzkim o długości 6072 metrów, łączącym wyspę Olandię ze stałym lądem. Kalmar, choć jest pięknym i bogatym w historię miastem, był tylko przystankiem w drodze do najważniejszego punktu naszej wyprawy – Ekenas, niewielkiej mieściny, w której w 1939 roku wybudowany został Generał Zaruski.
WZRUSZAJĄCY POWRÓT DO DOMU
Od momentu odbudowy Zaruskiego w 2013 roku załoga żaglowca utrzymywała stały kontakt z synem budowniczego, panem Bertilem Lundem. On sam w latach trzydziestych XX wieku pracował w małym szkutniczym zakładzie swojego ojca, pracując przy powstawaniu właśnie gdańskiego jachtu. Niestety w ubiegłym roku pan Bertil odszedł, pozostawiając stocznię swojemu synowi Andersowi. Wraz z nim oraz Matsem Meyerhofferem, emerytowanym kapitanem i przyjacielem rodziny, odwiedziliśmy grób Bertila Lunda, pozostawiając małą pamiątkę ze statku.
(Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment)
Ta wizyta była również wyjątkowa dlatego, że żaglowiec STS Generał Zaruski wpłynął na wody tej niewielkiej zatoki w Ekenas po raz pierwszy od momentu odbudowy, a może i od lat trzydziestych. Dotychczas załoga Zaruskiego cumowała w Kalmarze, a stamtąd dojeżdżała autokarem do Ekenas. Płytkie wody zmusiły nas do zrzucenia kotwicy i dopłynięcia do brzegu motorówką, ale obraz stojącego żaglowca naprzeciwko miejsca, z którego wypłynął 80 lat temu, rekompensował cały trud jaki załoga zadała sobie, żeby tu wpłynąć. Po tej wzruszającej, choć niedługiej wizycie obraliśmy kurs na Hel, a stamtąd popłynęliśmy do Gdańska.
(Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment)
REJS DLA KAŻDEGO
Cała wyprawa była niezwykle emocjonująca, pracowita, pouczająca i ekscytująca. Głównym założeniem było pokazanie przedstawicielom różnych środowisk, jak wyjątkowy i pouczający może być taki rejs żaglowcem. Podobnych drewnianych jednostek z historią jest w Gdańsku więcej. Tego typu przygody można przeżyć również na jachtach: Bryza H, Bonawentura czy Antica. Co najważniejsze, udział w tego typu zabawach otwarty jest dla każdego. Na pokład zapraszani są uczniowie szkół, niedoświadczeni pasjonaci, a także niepełnosprawni, którzy pod okiem opiekunów mogą tu przeżyć prawdziwą przygodę życia.
– Chciałbym, żeby edukacja morska nie była niszą, żeby ludzie – nie tylko młodzi – zrozumieli, że pływanie po morzu to nie tylko turystyka, ani jachty dla milionerów, to również zabawa i edukacja dla każdego. Dodatkowo tego typu żaglowiec jest świetnym narzędziem do pracy z młodzieżą, nawet tą trudną – tłumaczy Piotr Królak, oficer programowy na Generale Zaruskim. – Na pokład zabieramy również wychowanków domów poprawczych, a także niepełnosprawnych. Wiemy, że te rejsy działają i chcielibyśmy, żeby jak najwięcej ludzi to dostrzegło – dodał.
Rejs odbył się w ramach projektu unijnego Maritime Heritage Tours, a jego celem była integracja środowisk zajmujących się edukacją morską oraz promocja rejsów śladami dziedzictwa morskiego na tradycyjnych jachtach. Rezultat przerósł oczekiwania.
(Fot. Radio Gdańsk/Jacek Klejment)
Jacek Klejment