Czy można mówić o świetnym spotkaniu w polskiej Ekstraklasie, kiedy zespoły kończą go wynikiem 0:0? Można! Udowodniła to Arka w Gdyni, grając odważnie, do przodu i z zębem. Niestety, także bardzo nieskutecznie, dlatego mimo mnogości sytuacji, zaledwie remisuje bezbramkowo z Piastem Gliwice.
Nie będzie cienia przesady w stwierdzeniu, że to było dobre widowisko. Obie drużyny stworzyły kilka dogodnych szans do zmian wyniku, obie miały swoje argumenty by rozstrzygać szalę na swoją korzyść. Więcej pretensji o 0:0 będzie miała do siebie jednak Arka, bo pudłowała seriami, szczególnie w drugiej połowie.
RÓŻNE STANY PRZEZ PUCHARY
Przed meczem jakże różne były nastroje w szeregach obu zespołów po potyczkach pucharowych. Arka niespodziewanie uległa jednej z najsłabszych drużyn I-ligi Odrze Opole, a Piast po dogrywce uporał się z Unią Skierniewice. Po pucharowych meczach nie było jednak sensu wyciągać wniosków, bo obie drużyny zagrały w Skierniewicach i Opolu w zestawieniach ultra rezerwowych. Trener Waldemar Fornalik do tego stopnia sięgnął po zaplecze, że oba mecze, z IV-ligową Unią i z Arką kilka dni później, od pierwszej minuty zaczął tylko Patryk Sokołowski. Jacek Zieliński to co najlepsze zostawił na niedzielę.
SPRAWDZONE SCHEMATY
Szkoleniowiec Arki zaufał graczom, którzy zachwycili w Łodzi przeciwko ŁKS-owi. Na murawie w niedzielę zobaczyliśmy identyczne zestawienie, w tym z 21-letnim Jakubem Wawszczykiem na lewej obronie i kapitanem Adamem Marciniakiem w jej środku. Młodemu defensorowi po raz kolejny należą się brawa. Nie przestraszył się wyzwania w postaci meczu w Ekstraklasie, nierzadko wyprzedzał rywali w defensywie, a i w ataku potrafił kreować do tego stopnia, że większość groźnych akcji lewą flanką inicjował właśnie młodzieżowiec.
To, co jeszcze go charakteryzuje, to tempo podejmowania decyzji. Gdy przeciętny ligowiec trzykrotnie zastanowi się nad zagraniem, Wawszczyk już dośrodkowuje, ekspediuje – po prostu wie co zagrać. Na razie za wcześnie na zachwyty, ale potencjału na regularną grę nie brakuje.
KIEDY GWIAZDA ROZBŁYŚNIE?
Na przeciwnym biegunie po raz kolejny znalazł się Marko Vejinović. Gdy kilka dni przed meczem pytaliśmy Adama Marciniaka o aktualną dyspozycję Holendra, odpowiadał z uznaniem: „uwierzcie, on naprawdę dużo potrafi”. I fakt, w Polsce o takich piłkarzach mówimy „potrafi robić różnicę”. Tyle tylko, że ostatnio jest to różnica na minus. Gwiazdorski kontrakt, status lidera i zaufanie, jakim został obdarzony, powinny dostatecznie byłego zawodnika Feyenoordu i AZ Alkmaar zmotywować. Tymczasem przeciwko Piastowi pomocnik się mylił, po boisku człapał, bez skrępowania patrząc jak wielokrotnie więcej dawali od siebie koledzy z drużyny. I aż dziw, że nie reagował na to Jacek Zieliński, trzymając rosłego 28-latka na murawie
Na to wszystko składało się 0:0 do przerwy z lekkim wskazaniem na Arkę. Godna odnotowania – prócz pozytywnej postawy Wawszczyka i słabej Vejinovicia – była nieuznana bramka Sokołowskiego. Sędzia główny Tomasz Musiał skorzystał z VAR-u, długo zastanawiając się nad spalonym pomocnika Piasta. Ostatecznie jednak gola nie uznał.
DALI KONCERT, ALE BEZ PUENTY
Druga część gry była jeszcze bardziej udana w wykonaniu gdyńskiej drużyny. Próbowali Skhirtladze, Nalepa, a nawet Maghoma, ale ich staraniom brakowało dokładności. Jak w 82 minucie, kiedy 100-procentową akcję i strzał głową zmarnował Davit Skhirtladze.
To było bardzo podobne spotkanie jak to z ŁKS-em. Ale podobne nie znaczy takie samo. Arka grała widowiskowo, kreowała sytuacje do zdobycia bramek, ale gdy dochodziło do ich wykończenia, wszystko pełzło na niczym. Dlatego po bardzo widowiskowej grze, atrakcyjnej dla oka, bezbramkowy remis można traktować w kategorii niedosytu.
10. kolejka PKO BP Ekstraklasy: Arka Gdynia – Piast Gliwice (0:0)
Arka: Steinbors-Zbozień, Maghoma, Marciniak (k), Wawszczyk- Budziński, Vejinović, Busuladzić, Nalepa- Jankowski, Skhirtladze.
Piast: Plach- Mokwa, Korun, Malarczyk, Kirkeskov- Sokołowski, Milewski, Hateley, Badia (k)- Felix, Parzyszek.