Arka tonie, trener opuszcza pokład. Rogić odchodzi, Ojrzyński wraca do Gdyni?

Arka przegrała z Wisłą Płock  1:2. Po spotkaniu trener Aleksandar Rogic pożegnał się z piłkarzami. Wcześniej, na konferencji prasowej poinformował, że decyzję o rozstaniu podjął już po meczu z ŁKS-em. Postanowił jednak dać czas prezesowi na znalezienie następcy. Jeszcze nie wiadomo, kto poprowadzi Arkę 15 marca w derbowym meczu z Lechią. W środowisku mówi się, że poważnym kandydatem do objęcia stanowiska jest Leszek Ojrzyński, który w przeszłości wykluczał jednak pracę w klubie pod rządami rodziny Midaków.

Leszek Ojrzyński ma być nowym-starym trenerem Arki. W przeszłości w bardzo niepochlebny sposób mówił o relacji z Dominikiem Midakiem, ale – jak informuje portal weszlo.com – teraz ma wrócić do klubu. Na stanowisku zastąpiłby Rogicia, który decyzję o odejściu ogłosił po sobotnim meczu, dodając, że podjął ją pięć dni wcześniej.

Wracając do meczu. Wisła Płock miała fatalną serię ostatnich trzynastu meczów w ekstraklasie. Od końca października, kiedy była liderem naszej ligi, wygrała tylko raz. Po drodze odpadła z Pucharu Polski z I-ligowym Stomilem Olsztyn i spadła w dolne rejony tabeli.

NAFTA PO STRONIE PŁOCKA

Nie przeszkodziło to drużynie Radosława Sobolewskiego objąć prowadzenia w Gdyni. Goście przeczekali pierwszy napór Arki, a gdy tylko nadarzyła się okazja, wyprowadzili skuteczną kontrę. Co gorsza, inicjatorem wielu udanych akcji był Mateusz Szwoch, którego w Gdyni nie udało się przed dwoma sezonami zatrzymać. Nim Szwoch odszedł z Arki, zdążył jeszcze być jej najlepszym strzelcem i priorytetem Wojciecha Pertkiewicza do przedłużenia kontraktu na kolejne lata. Zwyciężyła jednak lukratywna oferta klubu z Mazowsza, będąca poza zasięgiem klubu z Trójmiasta. W sobotę w Gdyni Szwoch miał także okazję sam przesądzić o losach meczu, ale w 59. minucie fatalnie spudłował, kończąc kontrę z szesnastu metrów.

CIERPLIWY RAFAŁ

Aleksandar Rogić postanowił spróbować dawno niespotykanego wariantu z Rafałem Siemaszką od pierwszej minuty na placu. Ostatni mecz w barwach Arki napastnik zagrał 6 grudnia 2019 roku przeciwko Koronie i było to spotkanie wygrane. 34-latek nie odegrał jednak w nim najważniejszej roli, bo gol padł dużo wcześniej niż jego wejście. Kilka miesięcy temu, w rozmowie z Radiem Gdańsk z okazji 33-urodzin, Siemaszko mówił: „Nie zrzędzę, nie chodzę smutny, szansa jeszcze przyjdzie”. I przyszła. Czy doświadczony piłkarz ją wykorzystał? Na pewno walczył równie zaciekle jak koledzy, ale przez 55 minut nie miał nawet pół okazji, by pierwszy raz w tym sezonie trafić do bramki rywali. Otuchy z pewnością dodały mu brawa, gdy schodził – kibiców Arki do swojego występu przekonał, czy trenera Rogicia także, niebawem się przekonamy.

DEJA NIE ZNA UMIARU

Bezkompromisowa gra ma sens i taką Arka pokazywała w pierwszych 15 minutach drugiej połowy. Niestety bezmyślność z bezkompromisowością pomylił Adam Deja, który faulował brutalnie Dominika Furmana jeszcze w pierwszej części gry. Skończyło się tylko na czerwonej kartce, a mogło znacznie gorzej – złamaniem kości piszczelowej, albo złamaniem kariery zawodnika. To nie pierwszy taki występek Dei, choć trzeba zaznaczyć, że nie wynikał on z chęci zrobienia rywalowi krzywdy, ani frustracji, tylko niefortunności interwencji.

STARALI SIĘ

Grająca w 10-tkę Arka robiła wszystko, by zmienić obraz gry. Nie można jej było odmówić ambicji, charakteru, ale też braku pomysłu na wykończenie akcji. Szczególnie w odniesieniu do sytuacji Młyńskiego. Młody skrzydłowy miał mnóstwo sposobności, by wybrać wariant wykończenia akcji ze skrzydła. Naprzeciw niego był tylko bramkarz Wisły i czas, nieustający czas. Kilka sekund na podjęcie właściwej decyzji nie pomogło, piłka przetoczyła się obok słupka.

Kolejny przykład? Pierwszy z brzegu, 72. minuta, znów piłkę w polu karnym dostaje Młyński, tym razem uderza zbyt lekko, a gdy ta wypada z rąk Dahne, Damian Zbozień nie pokwapił się, aby znaleźć się obok bramkarza i wpakować ją z najbliższej odległości do siatki.

USZŁO POWIETRZE

W końcowych fragmentach meczu gospodarzom zabrakło sił, pomysłu i chyba także animuszu. To Wisła miała więcej szans na gole, raz po raz napędzana przez Furmana i Szwocha. Sprawiedliwy na pewno nie byłby wynik 0:2, dlatego strzał Marko Vejinovicia z ostatniej minuty z rzutu wolnego trafił do bramki strzeżonej przez Dahne.

Jeśli starcie z Wisłą oceniano jako to „o życie”, to trudno wyobrazić sobie epitet określający wagę kolejnego meczu – przeciwko Lechii w Gdańsku. W poniedziałek Korona Kielce zagra z ŁKS-em, więc niezależnie od wyniku, któraś z drużyn zmniejszy dystans dzielący ją od Arki.

26. kolejka PKO Ekstraklasy: Arka Gdynia – Wisła Płock 1:2 (Vejinović 93+6, Gjertsen 17’, Uryga 62’)

Arka: Steinbors- Zbozień, Maghoma, Marić, Marciniak (k) – Deja (czerwona kartka 41’), Młyński (m), Nalepa, (Danch 70’) Vejinović, Jankowski – Siemaszko (Mihajlović 55’)

Wisła:
Dahne – Michalski (m), Marcjanik, Uryga, Cabezali – Rasak, Furman (k), Gjertsen, Szwoch, Merebashvili – Sheridan.

 Paweł Kątnik/tkob

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj