„Mama przekazała mi, że nie należy bać się prawdy i uczciwości”. Syn wspomina Annę Walentynowicz

10 lat temu w katastrofie pod Smoleńskiem zginęło 96 osób. W Radiu Gdańsk szczególnie wspominamy te związane z Pomorzem. Wśród nich była Anna Walentynowicz, działaczka niepodległościowa Wolnych Związków Zawodowych oraz współtwórczyni i legenda Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”.

Na naszej antenie Annę Walentynowicz – w rozmowie z Olgą Zielińską – wspominał jej syn, Janusz Walentynowicz.

– Jestem dumny, że miałem taką mamę. Była osobą bardzo wymagającą, zasadniczą, ale jednocześnie potrafiła dać ogromną ilość ciepła, miłości, poczucie bezpieczeństwa. To jest coś, czego się nie zapomina i później można przekazywać potomnym, własnej rodzinie – mówił syn legendy „Solidarności”.

Janusz Walentynowicz opowiedział, jak z jego perspektywy wyglądał Sierpień ’80.

– Mama była taką kroplą, która przelała kielich goryczy w społeczeństwie, a głównie w stoczni. Dlatego, że permanentnie poniżano pracownika, traktowano go przedmiotowo, ciągle podwyższano ceny, na to nałożyło się ewidentne złamanie prawa przez dyrekcję stoczni. Chodzi o to, że na pięć miesięcy przed emeryturą zwolnili mamę. To spowodowało wybuch strajku. Pamiętam, jak mama wtedy przyszła do domu i powiedziała, że została zwolniona. Zadała mi wtedy takie tragiczne pytanie „synku, jak my teraz sobie poradzimy?”. Byłem zdenerwowany tą sytuacją, ale mimo wszystko powiedziałem jej wtedy „mamuś, zarabiam nie najgorzej i jakoś sobie poradzimy” – wspomina.

Olga Zielińska pytała, czy jawne działanie Anny Walentynowicz mocno przekładało się na domową atmosferę.

– Nie pamiętam nerwowości, bo mama była dość specyficzną osobą i skutecznie mi to również przekazała. Chodzi o to, że nie należy się bać prawdy i uczciwości. Zrobiła nasze mieszkanie punktem kontaktowym dla wielu osób, bo uważała, że działa w słusznej sprawie. Nie za bardzo rozumiała, po co miałaby się z tym kryć – dodawał Janusz Walentynowicz.

Prowadząca rozmowę pytała, skąd w Annie Walentynowicz było tyle siły. Przypomniała, że inwigilowało ją 100 pracowników Służby Bezpieczeństwa. 

– Sam się często nad tym zastanawiam. Mama była osobą bardzo drobną, niskiego wzrostu, pozornie delikatną. Miała jednak jakiś taki dualizm w sobie, bo z jednej strony, tak jak wcześniej mówiłem, olbrzymia ilość ciepła i miłości. Z drugiej zaś, w sprawach dla niej fundamentalnych, potrafiła być nieugięta, tak, jakby była z tytanu. To były jakby dwie osobowości w niej – podkreślał Janusz Walentynowicz.

 

POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY:

 

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj