Nie znaleźliśmy żadnej żywiej osoby, ale i tak udało się pomóc Libańczykom – mówi o misji w Bejrucie gdański ratownik i przewodnik psa Michał Szalc. Strażak wraz z ponad 40 specjalistami z Polski i czterema psami uczestniczył w akcji ratunkowej po wybuchu 4 sierpnia składowanej w porcie saletry amonowej.
– Chciałoby się pomóc jak największej liczbie osób. Specyfika zdarzenia była jednak taka, że niektóre z ofiar zniknęły, „wyparowały”. Celem naszych prac jest też wykluczenie, czy pod gruzami nie ma osób żywych i czy może wjechać ciężki sprzęt, by jak najszybciej to uprzątnąć – podkreśla.
CO BYŁO NAJWIĘKSZYM PROBLEMEM?
Jak mówi, dla psów największym problemem była bardzo wysoka temperatura, ostre krawędzie blach i unoszące się w powietrzu strzępy wełny izolacyjnej. – Udało się też przeszukać dziesiątki zniszczonych budynków. Ocenialiśmy je także pod kątem tego, czy uszkodzenia pozwalają, by móc do nich się wprowadzić – mówi.