Nie było to wielkie spotkanie Arki. Bardziej takie, w którym łatwo można zrobić sobie krzywdę. Gdynianie szybko wyszli na prowadzenie, potem musieli grać w osłabieniu i Korona miała szansę na odwrócenie losów meczu. Szczęście zostało jednak przy gospodarzach, zrehabilitował się Maciej Jankowski i żółto-niebiescy wygrali 2:0. Mecz od początku przebiegał według planu Arki, choć nie wszystko było w nim doskonałe. Gdynianie wyszli wysoko na Koronę, szukali szybkich odbiorów, zbierania „drugich” piłek i przynosiło to całkiem dobre efekty. Gospodarze ze sporą łatwością tworzyli sobie sytuacje, ale problemem było ich wykorzystanie. Maciej Jankowski z marnowania „setek” po tym meczu spokojnie mógłby napisać pracę magisterską.
SPRYT „MŁYNKA”
Nie przeszkodziło to jednak Arce w prowadzeniu do przerwy, a to głównie za sprawą Mateusza Młyńskiego. Młody pomocnik po kwadransie pokazał, że ma szybką nogę, wcisnął się w polu karnym przed obrońcę, a ten zaserwował mu typowy „stempel”. Sędzia musiał podyktować rzut karny, który wykorzystał Marcus da Silva.
Arka przed przerwą sprawiała lepsze wrażenie, ale swoje okazje mieli też goście. Dwa razy Kacper Krzepisz musiał mocno się nagimnastykować. Raz po rzucie rożnym i dość lekkim, ale niewygodnym strzale pod poprzeczkę, a za drugim razem po nieprzyjemnym uderzeniu zza pola karnego. W obu przypadkach spisał się bardzo solidnie, wybijając piłkę za linię. Do przerwy gdynianie prowadzili więc 1:0.
SPORE PROBLEMY
Druga połowa to inna historia. Najpierw wydawało się, że Arka szybko strzeli drugą bramkę i zamknie mecz, ale wspomniana nieskuteczność Jankowskiego, chociaż nie tylko jego, znów dała o sobie znać. Korona przetrwała pierwsze trudne momenty i zaczęła szukać kontrataków. Raz faulem powstrzymał taką akcję Młyński – dostał żółtą kartkę. Chwilę później to samo zrobił Bartosz Kwiecień, który sam stracił piłkę, i też obejrzał kartonik. A że pomocnik miał już wcześniej jeden na koncie, to skończyło się „asem kier”. Od 65. minuty gdynianie grali w osłabieniu.
Kielczanie wyczuli szansę, ruszyli do przodu i zaczęło się robić mało komfortowo dla gospodarzy. Arka czekała na swojej połowie, przesuwała, ale do ofensywy nie ruszała już z taką ochotą. Kiedy jednak w końcu to zrobiła, właściwie rozstrzygnęła mecz. Sporo było w tej akcji przypadku, ale było też szczęście, którego wcześniej brakowało Jankowskiemu. Tym razem napastnik skiksował w taki sposób, że idealnie ułożył sobie piłkę do strzału i „czubem” podwyższył na 2:0.
Potem wielkich emocji już nie było. Trzeba docenić, że gdynianie odrzucili Koronę od swojej „szesnastki” i utrzymywali się przy piłce. Nie narobili już sobie problemów, spokojnie wygrali i zameldowali się w 1/8 finału Pucharu Polski.