Bezprawne szczepienia w celebrycko-politycznym świecie. Komentatorzy: „Na tej liście mają być również przedsiębiorcy i biznesmeni”

Zaszczepiono poza kolejnością sporą grupę artystów, celebrytów, polityków i dziennikarzy, przez co łamie się ogólnie przyjętą procedurę. Czy na to obchodzenie prawa jest jakiekolwiek wytłumaczenie? Czy na jednej dymisji się skończy? M.in. o tym w pierwszym tegorocznym „Studiu Polityka” rozmawiał Jarosław Popek ze swoimi gośćmi – Krzysztofem Świątkiem z portalu polskieradio24.pl, Markiem Formelą z „Gazety Gdańskiej” i portalu wybrzeże24.pl, a także Andrzejem Potockim z tygodnika „Sieci” i portalu wpolityce.pl.

– Cały ambaras pogłębiają krętactwa osób, które zostały w tym trybie zaszczepione. Korzystanie z niezasadnych przywilejów winno być szkodą naprawioną. Jeśli chodzi o Pomorze, marszałek Hanna Zych-Cisoń sama wpadła we własne sidła i skorzystała ze swoistej architektury relacji, w której przez lata funkcjonowała. Kierując się własnym lękiem pozwoliła na zaszczepienie poza kolejnością. To zdarzenie jest naganne zwłaszcza dlatego, że większość kadr tych spółek była powoływane na te funkcje, gdy ona odpowiadała za kształtowanie polityki zdrowotnej na Pomorzu. Mamy sytuację, w której wszyscy czują się zagrożeni, w której instynkt natury staje się silniejszy niż kod kulturowy i reżim prawny. To jest bolesne doświadczenie. Wszystkie te uliczne protesty, strajki, zostały zmarginalizowane przez osoby z własnego środowiska. Dla formalności przypomnę, że w konstytucji mówimy, że jest obowiązek solidarności z innymi – wskazuje Marek Formela.

– Narracja, że to wszystko miało być elementem promocji, nie utrzymuje ciężaru faktów. Podobno na tej liście mają być również przedsiębiorcy i biznesmeni z Warszawy i okolic. Widać wyraźnie, że taka akcja miała na celu szczepienie krewnych i znajomych pewnych osób, a przykrywką do tego miało być ubranie całości w piórka tzw. promocji. Mamy tutaj do czynienia ze zwykłem nadużyciem i wykorzystywaniem pozycji. Sytuacja jest naganna, to koncert kłamstw – wylicza Andrzej Potocki.

– Część osób została zarejestrowana jako personel niemedyczny. To oznacza, że m.in. Leszek Miller, Wiktor Zborowski i Krystyna Janda, gdyby wykazali się sprytem, mogliby uwiarygodnić tę złożoną dokumentację. Istniała możliwość zatrudnienia się w szpitalu, roznoszenia zupy pacjentom, pracowania przy sprzątaniu. Odwołujemy się do przestępstwa, jeśli zostali oni zatrudnieni jako personel niemedyczny, a takiej pracy nie wykonywali. To jest fałszowanie dokumentacji i za to powinna być większa odpowiedzialność. Proceder wyjaśniania tej sprawy to groteska. Rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego powołał wewnętrzną komisję złożoną z podległych mu pracowników, więc jego winy nie mogła ona uznać. Każda szanująca się instytucja powinna poprosić o audyt zewnętrzny – dodaje Krzysztof Świątek.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj