Teoretycznie był to zakład poprawczy stworzony przez Niemców, ale faktycznie był to obóz dla dzieci. W zdecydowanej większości polskich, których rodzice zginęli, byli w obozach koncentracyjnych lub byli zaangażowani w ruch oporu.
Zdarzało się, że czasowo umieszczano w obozie nawet niemowlęta. – Normą było, że więziono tu dzieci od drugiego lub czwartego do szesnastego roku życia – mówi w audycji Błażej Torański, współautor książki „Mały Oświęcim. Dziecięcy obóz w Łodzi”.
– Jedna z więzionych tam osób powiedziała, że nie było tam gazu i krematoriów, bo nie były potrzebne. Zabijano ich głodem, pracą, biciem i mrozem. Znęcano się nad dziećmi fizycznie i psychicznie – dodaje Błażej Torański. Odpowiada także na pytanie dlaczego przez tyle lat wiedza o łódzkim obozie nie była powszechna.
(Fot. IPN Łódź)