Ciągnie wilka do lasu, czyli spotkaliśmy Adriana Stawskiego na meczu w Bytowie. Klub walczy o przetrwanie

Od czterech miesięcy nie ma go w klubie, ale coś wciąż przyciąga na stadion przy Mickiewicza w Bytowie. Adrian Stawski pożegnał się ze swoim trenerskim matecznikiem w grudniu, ale z uczciwą szczerością podrywał się z krzesełka trybun, kiedy jego były klub zdobywał gole przeciwko KKS-owi Kalisz.

Miło było spotkać na trybunach trenera Stawskiego, bo jakoś tak bytowska piłka kojarzy nam się niezmiennie z Adrianem Stawskim, a Adrian Stawski z bytowską piłką. Mieszka nieopodal, zna małomiejskie środowisko tamtych okolic, do tego solidną, konsekwentną pracą u podstaw, osiągał wyniki ponad stan z klubem w którym brakowało pieniędzy. W erze po odejściu firmy Drutex, skazywany był na szybkie pożarcie, rokroczne spadki po szczeblach ligowych tabel, a jednak utrzymywał klub na powierzchni konsekwentnie do grudnia 2020 roku.

– W pewnym momencie pieniędzy brakowało nam na wszystko, ludzie z zewnątrz pomagali, żebyśmy mogli pojechać na wyjazd. To napięcie wykańczało psychicznie. W końcu trzeba było powiedzieć „stop”, bo mogłoprzyjść wypalenie, którego bym nie chciał. Jestem przecież młodym trenerem – tłumaczył nam wówczas decyzję o odejściu 42-letni szkoleniowiec.

TERAZ W ROLI KIBICA

Wiemy z klubowych korytarzy, że Adrian Stawski ma momenty zawahania, kiedy przyjeżdża oglądać mecze swojego byłego klubu. Nie chce się afiszować, siedzi z boku, przeciwko KKS-owi Kalisz zajął miejsce za ławką rezerwowych gości. Umówiliśmy się na rozmowę w końcówce spotkania, szczęśliwie więc mogliśmy zobaczyć reakcje przy golach na 2:2 dla Bytovii i 2:3 dla KKS-u, obie z doliczonego czasu gry. Kiedy Krzysztof Bąk trafiał dla gospodarzy, Stawski poderwał się z siedzenia, w oku dostrzec można było żar i dumę z byłych podopiecznych. Minutę później jednak rywal zniszczył marzenia Czarnych Wilków o wywalczeniu choćby punktu, a trenerska gorycz pierwszych chwil po końcowym gwizdku nie nadawała się do zacytowania. Wielki żal, że tak się skończyło. Chłopcy się starali o gola wyrównującego, mieli też fajny okres gry. Szkoda tej ostatniej akcji, bo z przebiegu meczu remis z KKS-em to byłby sukces – komentował już chwilę po meczu trener Stawski. Jako przyczyny obecnych złych wyników wskazuje bardzo uszczuploną kadrę, kompletnie odmienną od tej, która walczyła w barażach o awans do I-ligi w ubiegłym sezonie.

– Po tym bardzo dobrym sezonie i czwartym miejscu, zespół nam się rozsypał. Zawodnicy poodchodzili, bo u nas się wypromowali. Sześciu zawodników wybrało grę na wyższym szczeblu, w I-lidze. Wiedzieliśmy że runda jesienna będzie trochę przygotowawcza pod to, co chciałem zrobić zimą i wiosną. Działacze nie widzieli szans na wzmocnienia, które były konieczne. Rozumiem ich, ale wiedziałem, że bez możliwości zrealizowania tej filozofii, nie damy rady. Moja misja więc w Bytovii się skończyła i tyle – ocenił Stawski. Zapewnił jednak, że mecze byłej drużyny ogląda z kibicowskim poddenerwowaniem i wiarą w utrzymanie szczebla centralnego na przyszły sezon. – Obiekt jest ładny jak na drugą ligę, dodatkowo jeszcze mamy drugie boisko… Widzi pan, mówię cały czas mamy, ciężko się odzwyczaić.

NOWY (NIE)ŁAD

W Bytowie radości ostatnio nie za wiele, bo choć w ostatnich czterech latach udawało się wiązać koniec z końcem w erze post-drutexowej, teraz sznur wiążący ów końce, zastąpiła cienka nić, która pęknąć może lada moment. – Liczymy, że dogramy ten sezon, choć kto wie… – tłumaczy osoba zaangażowana w życie klubu od wielu lat, aktualnie pracująca wolontaryjnie. Pieniądze zbieramy gdzie się da, gromadzimy to, co się udaje, ale w takiej atmosferze trudno cokolwiek budować. Nie wspominając o zawodnikach, którym ta sytuacja też już od dawna się nie podoba – dodaje. Pod wodzą nowego trenera Kamila Sochy – szkoleniowca z doświadczeniem 15-letnim, ale w niższych ligach, Bytovia odniosła dwa zwycięstwa, uzyskała trzy remisy i poniosła cztery porażki. Bilans nie jest tragiczny, ale z każdym kolejnym meczem coraz gorszy. Ostatnie trzy spotkania to trzy porażki. Brakuje cierpliwości, podyktowanej z kolei brakiem kasy.

JAKA PRYSZŁOŚĆ STAWSKIEGO

Trener Stawski na razie jeszcze pojawia się w Bytowie na trybunach, ale być może już w najbliższym czasie zamieni Pomorze na ziemię łódzką. Zainteresowanie szkoleniowcem ma wykazywać I-ligowy Widzew. – Za dużo nie mogę powiedzieć… Wiadomo, ja jestem wolnym trenerem ale nie mogę się za bardzo wypowiadać na ten temat. Ja chcę pracować i prędzej czy później do tej pracy wrócę. Zobaczymy co się urodzi w przyszłości, mam czas by zrobić sobie rachunek sumienia, zobaczyć też swoje błędy – zapewnia Stawski.

Rachunek sumienia musiałaby zrobić także Bytovia. A może przede wszystkim ona. Nie tylko z ostatniego sezonu, kiedy pozwolono stracić wiarę Stawskiemu, ale także z poprzednich okresów, gdy zaprzepaszczono energię i wolę kontynuacji finansowania dużego ośrodka piłkarskiego w małym mieście. Wzajemnych żalów na linii dawny sponsor – władze klubu pewnie już zażegnać się nie da, warto jednak przestać żyć przeszłością a pomyśleć, jak nie zmarnować pozostałości po (nie)dawnej jakości.

Bytovia przegrała spotkanie z KKS-em Kalisz 2:3

 

Paweł Kątnik

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj