Szczęście tym razem sprzyjało Arce Gdynia, choć niewątpliwie wszystkiemu pomogły rewelacyjne interwencje Daniela Kajzera. Żółto-niebiescy wygrali ze Stomilem 2:0, ale w drugiej połowie mogli stracić co najmniej 4 gole. Ostatecznie jednak w meczu dwóch bardzo nieskutecznych drużyn, zdołali strzelić dwie bramki, nie stracić żadnej i zaliczyć komplet punktów.
Trudno wskazać wynik, który byłby sprawiedliwy. Z jednej strony Arka dominowała w pierwszej połowie, oraz przez pierwszy kwadrans drugiej częśći. Z drugiej jednak dała rywalowi stworzyć multum okazji i gdyby nie niebywała dyspozycja Kajzera w bramce, mogłaby nawet nie zdobyć punktu.
UDOWODNIĆ PRZYDATNOŚĆ
Dariusz Marzec zaryzykował od pierwszej minuty wariant z Juliuszem Letniowskim w składzie, Dla 23-letniego pomocnika był to pierwszy występ od półtora miesiąca, choć w zasadzie w pełnym wymiarze ostatni raz zagrał pod koniec ubiegłego roku. W międzyczasie leczył uraz torebki stawowej, który odnowił się w trakcie jedynego w 2021 roku występu przeciwko Miedzi Legnica. Szkoleniowiec z pewnością zdecydował się na taki wariant z powodu natężenia meczów w najbliższym czasie, oraz zawężonej w przypadku urazu Christiana Alemana rotacji. Letniowski miał swoje szanse, najlepszej sprzed pola karnego w pierwszej połowie nie wykorzystał, w drugiej połowie zgasł i został zmieniony na 20 minut przed końcem.
ZNOWU WIELBŁĄD
Największy problem mamy przy ocenie defensywy Arki. Z jednej strony na niewiele pozwalała Stomilowi, z drugiej jak tylko olsztynianie postanowili nieco odważniej nacisnąć, skończyło się karnym. Takie jedenastki są wyjątkowo niewdzięczne, bo Danch ani nie faulował, ani nie chciał zagrywać ręką, po prostu przy wślizgu zwiększył obrys ciała, piłka wylądowała na jego ręce i werdykt mógł być tylko jeden.
Ganić Arkę w destrukcji musimy za to za kolejne akcje i kolejne minuty. Mimo wyraźnej przewagi i większej jakości gry przez większość meczu, z jakiegoś powodu gospodarze postanowili pozwolić kompletnie oddać pole Hinoce i trzy razy bezkarnie strzelać na bramkę Kajzera i gdyby nie dobre interwencje golkipera, rezultat znów wiązałby się z niedosytem i złością.
DOBIĆ, NIE OSZCZĘDZAĆ
I to nie tylko dlatego, że Arka grała nerwowo w obronie. Pod bramką rywala także stworzyła sobie kolejne akcje, mogące zamknąć mecz do 60 minuty. Na pół godziny przed końcem tablica powinna wskazywać 3:0, ale Żebrowski i Rafał Wolsztyński postanowili obijać słupki, zamiast kierować ją do bramki. Ostatecznie jednak podopieczni Dariusza Marca trafili dwukrotnie, raz w pierwszej połowie po dośrodkowaniu Deji i golu Żebrowskiego, drugi raz w samej końcówce, kiedy piłkę z najbliższej odległości do siatki kierował grający w niedzielę słabo Maciej Rosołek.
– Ciężko powiedzieć na gorąco czemu nie trafiliśmy do bramki Arki. Mieliśmy dużo sytuacji, aczkolwiek nie lubię „gdybologii”, nie strzeliłem karnego i tyle. Wynik nie odzwierciedla tego, co działo się na boisku – powiedział przed kamerami Polsatu Sport ten który spudłował karnego – Wojciech Łuczak.
Arka Gdynia – Stomil Olsztyn 2:0 (1:0)
Bramki: Żebrowski 29’, Rosołek 90′
Arka: Kajzer – Danch, Marcjanik, Memic (Hosek 55’ – Hiszpański, Deja, Łabojko, Letniowski, Siemaszko – Żebrowski, Rosołek
Stomil: Leszczyński – Bucholc, Remisz, Carolina, Straus – Sierant, van Huffel, Skrzypczak, Hinokio – Łuczak, Mysiorski.
Paweł Kątnik