O byłych pracownikach Stoczni Gdynia, którym nie przysługują emerytury pomostowe z powodu niedopatrzeń syndyka masy upadłościowej i zarządcy kompensacji Olga Zielińska rozmawiała z Aleksandrem Kozickim, kierownikiem biura Oddziału Gdynia Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność”.
Aleksander Kozicki przedstawił przyczyny patowej sytuacji. – W 2009 roku nastąpiło nieszczęśliwe powiązanie kilku czynników. Chodzi przede wszystkim o likwidację stoczni w Gdyni i Szczecinie oraz o zmianę przepisów emerytalnych. Trzeba pamiętać, że te przepisy zmieniały się mniej więcej co dekadę. Przez lata trwał poważny konflikt o pracę w szczególnych warunkach i mającą szczególny charakter. Postulaty ministerstwa i realia, obowiązujące w stoczni, wzajemnie się wykluczały. W wyniku zmiany przepisów na przełomie 2008 i 2009 roku pracodawca miał obowiązek zgłosić osoby, które wykonywały pracę w szczególnych warunkach i o szczególnym charakterze do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. W połowie 2009 roku stocznia została zlikwidowana. W ciągu kilku miesięcy zwolniono całą załogę. Problem polega na tym, że tych ludzi nie zgłoszono w 2009 roku, nie zrobił tego ani pracodawca, ani zarządca kompensacji, ani syndyk. Nasi koledzy w Szczecinie zostali zgłoszeni przez pracodawcę, więc tam nie występuje ten problem – opowiadał.
Dodatkowym problemem jest utrudniona możliwość kontaktu z byłymi stoczniowcami. – W momencie odejścia załogi ze stoczni zerwały się więzi. Ludzie musieli przeorganizować życie, wielu z nich odeszło z branży albo wyjechało za granicę. Dziś, kiedy minęła już ponad dekada i te osoby występują o możliwość przejścia na emeryturę po ukończeniu sześćdziesiątego roku życia, okazuje się, że mają „dziurę czasową” w postaci braku siedmiu miesięcy. Dla niektórych osób będzie to fakt, nad którym można przejść do porządku dziennego, ponieważ dalej pracowały w warunkach szczególnych i uzyskały okres konieczny do uzyskania uprawnienia do wcześniejszej emerytury, ale inni mogą być bardzo boleśnie rozczarowani – stwierdził Aleksander Kozicki.
Gość Radia Gdańsk wskazywał, że przedstawiciele „Solidarności” próbowali odgórnie rozwiązać problem. Niestety, możliwe okazało się tylko interweniowanie w pojedynczych konkretnych przypadkach. – Ponad rok temu pan przewodniczący Dośla i ja rozmawialiśmy z dyrektor Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Gdańsku, informując o tej nieszczęśliwej sytuacji. Niestety, reakcji nie ma. Poinformowane zostało również Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Minister Stanisław Szwed w korespondencji z „Solidarnością” potwierdził, iż jeżeli napłyną pojedyncze przypadki, będzie interweniował na zasadzie międzyresortowej, natomiast problem polega na tym, że jako NSZZ „Solidarność” wiemy, iż taki nieszczęśliwy mechanizm zaistniał, ale nie znamy jego skali. Domyślamy się, że ludziom brakuje tych siedmiu miesięcy, ale powstaje problem, jak się z nimi skomunikować. Stąd apelujemy, aby osoby, które borykają się z taka nieszczęśliwą sytuacją życiową, zgłaszały się do Oddziału Gdynia Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” – mówił.