W audycji „Nie Tylko Metropolia” poruszyliśmy temat żeglugi śródlądowej. Jak wpłynęła na rozwój miejscowości położonych nad Wisłą, na przykład Tczewa? Jakie są jej perspektywy na przyszłość? Gościem Filipa Jędrucha był Łukasz Brządkowski z portalu Dawny Tczew.
Łukasz Brządkowski przedstawił słuchaczom historię spływów Wisłą. – Musimy pamiętać, że w dawnych czasach, kiedy nie było dróg bitych albo ich jakość pozostawiała bardzo wiele do życzenia, nie było kolei ani innych środków transportu, rzeki pełniły rolę swoistych autostrad. W okresie, kiedy były spławne, czyli poza okresem lodów i podniesionego stanu wody, rzekami spływały towary. Dlaczego? Z prostej przyczyny: ponieważ na różnego rodzaju barki i tratwy można było ładować tych towarów bardzo dużo. Na rzekach nie było kolein, a wiedza o nawigowaniu na Wiśle była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Gdybyśmy cofnęli się do samego początku naszego miasta, to powstało ono nad Wisłą właśnie z powodu handlu wiślanego, a także trochę z powodu tego, że kto kontrolował choćby kawałek Wisły, mógł pobierać cła, które potem wykorzystywał na rozwój swojego księstwa. Cała historia Rzeczpospolitej Szlacheckiej polega na tym, że odbywał się handel zbożem na ogromną skalę. To zboże musiało jakoś dotrzeć do Gdańska, po to, żeby zostać przeładowane na statki i udawać się do portów holenderskich, angielskich, niemieckich, portów bałtyckich i Morza Północnego. Była specjalna profesja, tak zwani flisacy, którzy zajmowali się tym transportem. Zboże, które docierało do Wisły gdzieś na południu Polski było pakowane na ich tratwy. Wtedy był tworzony tak zwany flist, czyli kilkanaście tratew spływało Wisłą do Gdańska. Tak odbywał się cały transport w czasach przed rewolucją techniczną – opowiadał.
Gość Radia Gdańsk podkreślał jednak, że współczesność jest diametralnie inna. – Obecnie ruch na Wiśle jest symboliczny. Jeśli przez Tczew przepływa jakakolwiek jednostka, jest to niewątpliwie wydarzenie. W momencie, kiedy jest to jeszcze transport sprzętu lub wielkogabarytowych elementów różnego rodzaju maszyn, to wydarzenie godne odnotowania w prasie lokalnej. Turyści korzystają z Wisły z tego powodu, że obecne jednostki nie muszą mieć wielkiego zanurzenia. Transport rzeczny ma same ogromne plusy i jeżeli zostaniemy pozbawieni szans na to, że Wisła stanie się rzeką żeglowną, odbędzie się to z ogromną szkodą nie tylko dla polskiej gospodarki, ale także dla takich miast jak Tczew, które wyrosły przy Wiśle, chcą powrócić na Wisłę, a okazuje się, że przez różnego rodzaju decyzje Wisła się od nas odwróci – wskazywał.
Na temat przyszłości żeglugi śródlądowej wypowiadał się kolejny gość – Bogusław Pinkiewicz, rzecznik prasowy Regionalnego Zarządu Wód Polskich w Gdańsku.
– Jeśli chodzi o żeglugę na Wiśle, to w kwietniu tego roku wykazaliśmy jako patron akcji, że żegluga kontenerów na Wiśle jest możliwa. W kwietniu tego roku odbył się rejs testowy z ładunkiem kilku kontenerów na barce, który przebiegał od portu w Gdańsku do portu rzecznego w Świeciu. Oczywiście to kwestia zainteresowania biznesu tego typu żeglugą. Czy znajdą się chętni? Jak widać, armatorzy się znajdą, nawet na potrzeby tego rejsu znaleźliśmy armatora dość szybko. My ze swojej strony jako administrator rzeki staramy się utrzymać jej koryto w stanie żeglownym, oczywiście głównie na potrzeby naszych lodołamaczy, ale korzysta na tym również żegluga śródlądowa – podkreślał.
Bogusław Pinkiewicz mówił też o zaletach transportu rzecznego. – Musimy pamiętać o tym, że żegluga śródlądowa jest wskazywana jako najbardziej ekologiczny sposób transportu. Oczywiście ustępuje transportowi drogowemu i kolejowemu pod względem prędkości, ale pamiętajmy o tym, że na barkę można załadować na przykład dwanaście kontenerów – wskazywał.
Na zdjęciu: kontenerowiec (zdjęcie ilustracyjne, fot. Pixabay.com)
MarWer