W bardzo dobrym stylu zaprezentowali się piłkarze Lechii na początek rundy wiosennej. Ze Śląskiem Wrocław zasłużenie wygrali 2:0, a kluczem do zwycięstwa okazały się stałe fragmenty gry. Tomasz Kaczmarek przed meczem nie szczędził komplementów zespołowi Śląska, zapowiadał trudny mecz, ale już po spotkaniu trzeba powiedzieć, że to chyba była po prostu kurtuazja. Bo właściwie od pierwszej minuty na murawie Lechia wyglądała lepiej od wrocławian. Wysoki doskok, pressing, dużo lepsze jakościowo rozegranie i solidniejsza defensywa. Gdańszczanom brakowało tylko konkretów, bo najbliżej gola był Flavio Paixao, któremu wydatnie pomógł rykoszet. Michał Szromnik spisał się jednak wzorowo.
Jeżeli jednak nie da się rywala zaskoczyć z gry, trzeba to zrobić sposobem. A gdańszczanie sposobów mieli co najmniej kilka w postaci różnych wariantów rozegrania stałych fragmentów gry. Udało się w 22. minucie. Ilkay Durmus dośrodkował z rzutu rożnego, piłkę strącił Mario Maloca, a z najbliższej odległości głową trafił Jakub Kałuziński. Ważny gol i przełamanie pomocnika, który trzeci raz z rzędu wywalczył sobie miejsce w składzie podczas obozu przygotowawczego. Wcześniejszych szans nie potrafił wykorzystać, teraz dał jasny sygnał, że może być inaczej. Problemem Lechii było jedynie to, że po golu za bardzo się cofnęła i pozwoliła Śląskowi na stworzenie sytuacji. Fabian Piasecki w 44. minucie z ostrego kąta mocno uderzył, Dusan Kuciak „wypluł” piłkę, ale Robert Pich nie potrafił dobić jej do pustej bramki.
ŚWIETNY POCZĄTEK DRUGIEJ POŁOWY
Kacper Sezonienko w przerwie deklarował na antenie Canal+Sport, że spodziewa się mocnych ataków rywali od początku drugiej połowy. Młody napastnik solidnie się jednak pomylił, bo to biało-zieloni zdusili rywala. Bliski bramki był Durmus po strzale z rzutu wolnego, po uderzeniu głową w poprzeczkę trafił Joseph Ceesay, a w końcu wrocławian udało się zaskoczyć przygotowanym rozwiązaniem. Dośrodkowanie Durmusa z rzutu wolnego i mający mnóstwo swobody Michał Nalepa nogą trafił do siatki, podwyższając prowadzenie w 57. minucie.
Żeby nie było zbyt cukierkowo, Lechia miała też wady w grze. Pierwsza: łatwo prokurowane niebezpieczne sytuacje. Najlepszym przykładem jest zachowanie Marco Terrazzino, który zanotował fatalną stratę na środku boiska. Heroiczny powrót Malocy i złe zachowanie Denisa Jastrzembskiego uchroniły Lechię przed stratą bramki. Drugi zarzut to nieskuteczność – i Terrazzino, i Flavio czy Ceesay mogli też trafić do siatki. Celowniki jednak wymagają jeszcze kalibracji.
Nie zmienia to jednak faktu, że gdańszczanie rozegrali naprawdę solidne spotkanie, mieli klucze do rozmontowania obrony Śląska i z nich skrzętnie skorzystali. To udana inauguracja rundy wiosennej.