Trwają negocjacje między Krajową Sekcją Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” a rządem w sprawie nowego systemu wynagradzania nauczycieli, a w związku z tym – także ich przyszłych wynagrodzeń. Zarzuty nauczycieli przedstawiła w rozmowie z Olgą Zielińską w audycji „Głos pracownika” Monika Ćwiklińska, rzecznik prasowy oświatowej „Solidarności”.
„Solidarność” podpisała w 2019 roku porozumienie z rządem, którego punkt szósty mówił o tym, że do końca 2019 roku miał być wypracowany nowy system wynagradzania nauczycieli w powiązaniu ze średnią płacą w gospodarce narodowej. Jednak w treści porozumienia nie znalazł się konkretny zapis.
– Zapis jest wadliwy, natomiast posiadamy nagrania z przebiegu negocjacji i dzisiaj u nikogo nie budzi już wątpliwości, że system, o którym wtedy mówiono i który uzgadniano, miał być powiązany ze średnią płacą w gospodarce narodowej. Natomiast póki co, oprócz tego, że „Solidarność” przedstawiła rządowi swój pomysł na takie właśnie powiązanie, to rząd niestety w żaden sposób nie odniósł się do naszego projektu, natomiast sam niczego nam nie zaproponował. To, co pojawiło się w majowych, a potem wrześniowych propozycjach Ministerstwa Edukacji i Nauki, nie ma nic wspólnego z żadnym nowym systemem wynagradzania – wskazywała Monika Ćwiklińska.
Rzeczniczka podkreślała, że w rzeczywistości Ministerstwo Edukacji i Nauki nie proponuje nowego systemu. – To, co się nam proponuje, to stary system oparty na tym, że co roku w ustawie budżetowej ustalana jest kwota bazowa, z którą potem wiążą się wysokości zasadniczej płacy nauczyciela na poszczególnych stopniach awansu zawodowego. Strona rządowa w ogóle nie zaproponowała nam niczego nowego, natomiast próbuje przekierować umowę o realizacji porozumienia z realizacją własnych propozycji dotyczących na przykład zwiększenia pensum czy tak zwanej dostępności w szkole. Rząd chciałby, żebyśmy zgodzili się na drastyczne pogorszenie warunków płacy w zasadzie nie wiadomo za co, ponieważ proponowane tak zwane podwyżki to na przykład dla nauczycieli dyplomowanych, których w naszym systemie oświaty jest dwie trzecie, tak naprawdę dodatkowa praca za tę samą płacę. Zatem nie ma mowy o żadnych podwyżkach – mówiła.
Przedstawicielka „Solidarności” wskazywała również na inne elementy propozycji, które pogarszają warunki płacy. – Tak zwani nauczyciele przedmiotowcy mają pensum wynoszące 18 godzin. Jeżeli każdy z tych nauczycieli, żeby utrzymać zatrudnienie na pełnym etacie, musi mieć dodatkowe cztery godziny, to te cztery godziny trzeba komuś zabrać. Na pewno ponad 40 tysięcy nauczycieli, do czego przyznaje się samo ministerstwo, utraciłoby pracę – wyjaśniła Ćwiklińska.
– Bardzo poważny jest również problem nauczania zintegrowanego, czyli nauczycieli uczących w klasach od pierwszej do trzeciej szkoły podstawowej, których jest około 150 tysięcy. Ci nauczyciele mają z dziećmi wszystkie zajęcia. Tych zajęć nie może być już więcej, bo dzieci w tym wieku nie mogą mieć jeszcze więcej zajęć w szkole. Dla tych nauczycieli nie ma żadnej propozycji. Co oni mają jeszcze robić? Wyglądałoby na to, że ci wszyscy nauczyciele będą pracować w niepełnym wymiarze godzin, co wiąże się oczywiście z niższym uposażeniem. Wielokrotnie pytany przez nas o te kwestie minister Czarnek nie ma konkretnego pomysłu. Jedynym jego pomysłem jest to, że nauczyciel może przecież dopełniać etat w świetlicy. Ale to wiąże się oczywiście ze zwolnieniem nauczycieli, którzy w tej chwili są wychowawcami w świetlicy. Nie widzimy w tych propozycjach niczego pozytywnego dla nauczycieli – podkreślała.
Fot. Pixabay
MarWer