Nie ma nadziei, aby ktoś przeżył w wypadku prywatnego samolotu na Bałtyku – ocenił Johan Ahlin ze Szwedzkiej Administracji Morskiej. Cessna 551 z czterema osobami na pokładzie rozbiła się w niedzielę po południu w Zatoce Ryskiej.
Wcześniej centrum ratownictwa tej instytucji poinformowało o znalezieniu przez Straż Przybrzeżną fragmentów samolotu oraz plam ropy. W pobliżu tego miejsca znajduje się prom pasażerski Stena Line, który zmierzał z łotewskiego Ventspils do Szwecji. Statek jest gotowy do włączenia się do akcji ratowniczej.
Według gazety „Dagens Nyheter” lecący z Hiszpanii samolot miał wylądować w Kolonii w północnych Niemczech, ale nieoczekiwanie kontynuował lot na dużej wysokości nad Bałtykiem. Interweniowały niemieckie i duńskie myśliwce, których piloci nie zaobserwowali nikogo w kokpicie Cessny. Z samolotem nie było także kontaktu radiowego.
PROBLEM Z CIŚNIENIEM W KOKPICIE
Jak podały źródła łotewskie, samolot był zarejestrowany w Austrii. Niemiecki „Bild” poinformował, że na pokładzie oprócz pilota była kobieta, mężczyzna oraz dziecko. Według gazety w trakcie lotu nastąpił problem z ciśnieniem w kokpicie. Łotewski portal Delfi podał, że pilot zgłosił problem z ciśnieniem tuż po starcie. Kontakt z nim stracono po opuszczeniu przez samolot przestrzeni nad Półwyspem Iberyjskim.
Szwedzka Administracja Morska podjęła działania ratownicze, gdyż samolot przeleciał w pobliżu Gotlandii, a następnie skierował się w kierunku Łotwy. Nie podano, w wodach terytorialnych którego kraju doszło do wypadku – zaznacza Delfi.
PAP/ua