Kapitan Cuauhtemoca: nasi chłopcy grali w piłkę i zostali zaatakowani

pedromatacervantes copy

Drugi kapitan żaglowca Cuauhtemoc Pedro Mata Cervantes udzielił wywiadu naszej reporterce Anicie Kobylińskiej. Przyznał w nim, że ranni marynarze czują się dobrze i nie do końca rozumieją dlaczego doszło do bijatyki.

Anita Kobylińska: Ile wersji niedzielnych zdarzeń Pan słyszał?
Pedro Mata Cervantes: Tak naprawdę wszyscy słyszeliśmy tylko jedną, naszych załogantów, którzy byli zamieszani w całą sytuację. Tylko ta nas interesuje. Słyszeliśmy też wersję władz miasta i pokrywa się ona z naszą.

Rozmowa w jęz. hiszpańskim


AK: Na początku w mediach mówiono tylko o jednej z nich, że to Meksykanie byli poszkodowani, a Polacy winni całemu zajściu. Później pojawiła się kolejna i zaczęto mówić o tym, że winni byli pańscy marynarze. Co może Pan na ten temat powiedzieć?

PMC: Jesteśmy tu w odwiedzinach, w obcym miejscu, innym od naszego kraju. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że przychodzi nam znajdować się na mapie w różnych miejscach i zawsze staramy się być tak mili, jak tylko pozwala nam na to dana sytuacja. Wcześniej jednak nigdy nie mieliśmy z tym problemów, aż nagle tutaj spotyka nas liczna grupa osób, która inaczej niż my postrzega dobrą zabawę i atakuje część naszej załogi.

AK: Co dokładnie powiedzieli panu pańscy marynarze? Jak przebiegała sytuacja, krok po kroku?
PMC: Grali w piłkę, próbując mile spędzić czas, gdy zostali zaatakowani. Najpierw w sposób werbalny, po czym po chwili przeszło do czynów, a zakończyło się na silnych uderzeniach. To nie jest jedna z wersji, tylko fakty, które mogliśmy zaobserwować.

AK: Inna wersja mówi jednak nie tylko o tym, że wszystko zaczęło się od ataków meksykańskich marynarzy, ale także o tym, że jeden z nich miał przy sobie nóż – i nie zawahał się go użyć…
PMC: Ciężko jest o tym rozmawiać, bo nie używamy tego typu rzeczy. Nie nosimy przy sobie broni, ani broni palnej, ani żadnej innej, a zatem nie wydaje mi się, że jest to wersja prawdziwa.

AK: A zatem żaden z pana marynarzy nie miał ze sobą noża?
PMC: Nie, żaden nie był uzbrojony.

AK: Jest jeszcze jedna wersja, że wszystko zaczęło się od rozmów jednego z marynarzy ze znajdującą się na plaży Polką. Gdy ta nie wyraziła chęci na kontynuowanie rozmowy, została uderzona w twarz. Wtedy też w jej obronie stanął jeden z kibiców Ruchu Chorzów.
PMC: Nie wierzymy w zbiegi okoliczności, zwłaszcza, gdy w całą sytuację zamieszanych jest aż 300 osób. Bardzo mało prawdopodobna jest sytuacja, w której „przez przypadek” spotyka się 300 osób, które nagle atakują grupę z naszej załogi.

AK: Więc zaatakowali Pana marynarzy bez najmniejszego powodu?
PMC: Nie było mnie tam, ale wszystkie okoliczności wskazują na to, że być może nie była to nawet bezpośrednia agresja skierowana przeciw naszej załodze. Nasi marynarze znaleźli się pośród wspomnianej grupy kibiców, której intencje tak naprawdę są nam nieznane. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jakie problemy istnieją tu pomiędzy fanatycznymi kibicami piłkarskimi. A zatem wydaje się, że to właśnie one wywołały cały problem.

AK: Jest Pan zawiedziony działaniami policji, która jak się mówi- nie przyjechała na czas?
PMC: Prawda jest taka, że podobne sytuacje mają miejsce na całym świecie, a władze zawsze starają się wykonywać swoją pracę najlepiej jak to tylko możliwe. Nie możemy nikogo osądzać. Jedyne, co robimy to analizujemy okoliczności, w których niestety zostaliśmy poszkodowani, ale ostatecznie nie ma się nad czym rozczulać.

AK: A jak się czują ranni marynarze?
PMC: Całe szczęście nie było tak poważnych ran, abyśmy musieli się tym przejmować. Możemy być spokojni.

AK: A więc czują się dobrze. Dziękuję za rozmowę.
PMC: Całe szczęście tak. Dziekuję.
Po rozmowie kapitan przyznał, że w bójce na plaży udział wzięło około 60 osób z załogi meksykańskiego żaglowca. Dodał także, że mimo całego zajścia nie pamięta kraju, w którym Cuauhtemoc został przyjęty lepiej, niż w Polsce.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj