– Tylko sankcje finansowe zmuszą kluby do tego, żeby zaczęły myśleć o bezpieczeństwie na stadionach. Obecnie jest tak, że kluby Lechia Gdańsk, Legia Warszawa i Lech Poznań kryją przestępców – mówił w Radiu Gdańsk wojewoda pomorski Ryszard Stachurski.
Agnieszka Michajłow: Dzień dobry Panie wojewodo, witam.
Ryszard Stachurski: Dzień dobry.
AM: Obserwuje Pan to, co się zdarzyło w niedzielę i to, co się dzieje od niedzieli. Może mi Pan wytłumaczyć jak to jest, że w poniedziałek policja zarzekała się, że nie sobie nic do zarzucenia, że były tam odpowiednie siły, a teraz poleciała głowa Wicekomendanta Rejonowego Policji w Gdyni? Teraz się jednak okazuje, że policja działała źle.
RS: Od samego początku było pewne, że operacja była źle zarządzana, nadzorowana, przygotowana. I decyzja Komendanta Wojewódzkiego wydana na polecenie Komendanta Głównego jest po prostu tego potwierdzeniem.
AM: No właśnie, na polecenie. Jakby pan Komendant Główny nie polecił, to byśmy tak sobie wyjaśniali sprawę?
RS: Tego nie wiemy. Natomiast oprócz tego co się wydarzyło tutaj w Gdyni, to ja bym jeszcze prosił pana Komendanta Głównego, żeby sprawdził jak to się stało, że ta zorganizowana grupa z Chorzowa znalazła się w Gdyni 12 godzin przed meczem. Bo dotychczas praktyka była zupełnie inna. Ci ludzie przyjeżdżali 3, 4 godziny przed meczem i byli bezpośrednio prowadzeni na stadion. Kiedy do Gdyni przyjechali kibice z GKS Katowice, GKS Tychy czy z Cracovii, to przyjeżdżali w dniu meczu o godzinie 15, 16 lub 17. A ktoś podjął decyzję, że oni przyjadą o 6:39.
AM: Czyli chce mi Pan powiedzieć, że muszą polecieć kolejne głowy?
RS: Ja mówię tylko tyle, że ktoś podjął decyzję, która spowodowała, że w konsekwencji stało się, co się stało.
AM: Teraz premier Donald Tusk mówi, że w walce z bandytyzmem będą stosowane brutalne metody. Co będziecie teraz robić jako przedstawiciele rządu?
RS: Proszę zapytać premiera. Ja poruszam się w granicach kompetencji, które posiadam. Moim narzędziem jest ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych. Od półtora roku na Pomorzu walczę z bandytyzmem stadionowym. W moim przekonaniu skutecznie. Niestety bez wsparcia mediów.
AM: Winne są media? Mam Pana chwalić, że Pan zamyka jedną trybunę, a pozwala siadać kibicom na drugiej? I tak odpalają te race, z którymi Pan walczy.
RS: Tak, bo jeżeli mam tylko takie narzędzie, to z tego narzędzia korzystam lub nie. Jeżeli jest kodeks ruchu drogowego, który mówi o tym, że na czerwonym świetle się karze mandatem od do, to jeżeli ktoś z tego narzędzia korzysta, to nie można powiedzieć, że postępuje w sposób niezgodny z prawem.
AM: Od sprawy gdyńskiej płynnie przeszliśmy do sprawy gdańskiej, stadionu PGE Arena. Chętnie o tym porozmawiam. Panie wojewodo, co z tymi kibicami, kibolami, nie wiem jak ich nazywać, którzy odpalili race na PGE Arenie? Policja ich ma, zatrzymała, poszedł wniosek do sądu? Sprawdza Pan?
RS: Tak, sprawdzałem. Z ostatniego meczu Lechii z Cracovią kibic, który odpalił race w sektorze gości został przez ochronę zidentyfikowany, przekazany policji, został przez policję ukarany. Sprawa jest zakończona. Natomiast kibic, który odpalił race w sektorze gospodarzy nie został zidentyfikowany przez ochronę stadionu. Monitoring uniemożliwia jego zidentyfikowanie. Był ubrany w kominiarkę, która uniemożliwia odtworzenie wizerunku, więc w tej sytuacji policja jest bezradna. Ale to nie znaczy, że przejdzie do porządku dziennego, bo w chwili obecnej szukamy narzędzi, chyba je znaleźliśmy, które umożliwią nam karanie zarówno organizatora meczu za to, że nie wywiązuje się ze swoich obowiązków ustawowych, jak i ochroniarzy, którzy, nie dopełniając obowiązków pozwalają na to, aby na stadionie było łamane prawo.
AM: Co to znaczy „znaleźliśmy”? Jakie to są metody?
RS: To znaczy w ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych w artykule 58. jest mowa o tym, że jeżeli impreza masowa jest przeprowadzona wbrew pozwoleniu lub z narażeniem bezpieczeństwa i życia ludzi, to można ukarać zarówno organizatora, jak i ochronę. W chwili obecnej zleciliśmy ekspertyzę dotyczącą palności sektorówek, które wnoszą kibice. Jeżeli będziemy mieli ekspertyzę, która stwierdzi, że te sektorówki są palne, to będzie to bezpośrednie zagrożenie życia i zdrowia i będziemy mogli karać tych, którzy pozwalają na wnoszenie tych sektorówek. Sporządzamy także ekspertyzę, która ma potwierdzić, że odpalanie rac i petard jest zagrożeniem życia i zdrowia. Jeżeli będziemy mieli tę ekspertyzę, to będziemy karali ochroniarzy.
AM: Do tego trzeba mieć ekspertyzę?
RS: Żeby wygrać sprawę przed sądem, trzeba mieć dowody. A żeby mieć dowody, trzeba mieć ekspertyzę.
AM: Rozumiem, że będziecie karać klub finansowo?
RS: Tak, będziemy karać finansowo.
AM: Myśli Pan, że w ten sposób uda się zmusić klub do jakiegoś działania?
RS: Tylko sankcje finansowe, które poniesie klub, czyli organizator mogą sprawić, że zaczną myśleć o tym, żeby na stadionach było bezpiecznie.
AM: A nie myślą?
RS: Nie myślą. W chwili obecnej kluby kryją przestępców. Lechia Warszawa, Lech Poznań, Lechia Gdańsk. Pani redaktor, przecież kilka miesięcy temu Lechia Gdańsk na meczu z Lechem Poznań wyłączyła monitoring tylko po to, aby umożliwić tym bandytom odpalanie rac w sektorze gości i gospodarzy. Lechia Gdańsk, teraz poproszona przeze mnie pisemnie, żeby wskazała tę osobę, która odpaliła racę w sektorze gospodarzy, odmówiła mi. Więc dla mnie to jest sygnał, że nie chcą współpracować w sprawie karania ludzi, którzy łamią prawo. W związku z tym będę korzystał z narzędzia, które być może okaże się skuteczne. I będę karał klub za to, że nie wywiązuje się z obowiązków organizatora.
AM: Będzie Pan dalej zamykał sektory albo cały stadion PGE Arena?
RS: Jeżeli będę miał takie wnioski policji, będę zamykał. Tylko będę zamykał skuteczniej, niż dotychczas. Czyli będę zamykał w taki sposób, aby bandytom uniemożliwić wejście na stadion.
AM: Ale dlaczego tak dotychczas nie jest? Pan ma pretensje do mediów. Może Pan je mieć.
RS: Nie mam.
AM: Ale my mówimy o tym, że Pańskie zamykanie dwóch sektorów, kiedy ci ludzie, których Pan chyba nie chce na stadionie siedzą obok, to jest po prostu nieskuteczne działanie.
RS: Na początku trzeba wykazać trochę empatii i zrozumienia. I próbować miękkimi metodami. Skłonić organizatorów do tego, aby przestrzegali prawa, a nie od razu sięgać po ostateczne narzędzia. Przez pewien czas próbowałem pokazać, że jeżeli będą współpracowali i będziemy myśleli o tym, żeby ludzie chcieli chodzić na stadion, to okażemy się skuteczni. Klub nie chce, żeby na trybunach było bezpiecznie.
AM: Jak to nie chce? To jest poważny zarzut i wydaje mi się to nielogiczne. Oni chcą tam awantury, burdy i jeszcze ofiar?
RS: Nie, to jest za daleko idąca sugestia. Natomiast oni wynajmują pomieszczenia stowarzyszeniom kibiców, oni finansują stowarzyszenia kibiców. Wie pani, ile kosztuje taka sektorówka? Kilka tysięcy złotych.
AM: Wiem, ale za każdym trochę się dziwię skąd mają pieniądze na sektorówki i banery. Co mecz widzę, że jest skierowany do Pana jakiś nowy baner. „Ty się Rysiu nie spinaj, nie ma o co” albo „Powiedz Rysiu, czy to się opłaca?”
RS: Chociaż z poczuciem humoru.
AM: To prawda, ale to trochę kosztuje.
RS: Takie sektorówki kosztują 5-7 tysięcy złotych. W Polsce kluby często przekazują stowarzyszeniom kibiców pieniądze na te sektorówki, pod którymi oni się potem ukrywają i nie ma możliwości identyfikacji kibiców.
AM: Dobrze Panie wojewodo. Pan mówi, podobnie jak teraz słyszę Ministra Spraw Wewnętrznych i trochę premiera: „oto wojna”.
RS: Nie. Jaka wojna i z kim? Ja mówię, że na stadionie musi być bezpiecznie. Ja mówię, że w Gdańsku dlatego, że klub działa w taki sposób jaki działa, chodzi 12, a nie 25 tysięcy widzów. Mówię, że zacznijmy konsekwentnie i stanowczo przestrzegać prawa, a to nie jest żadna wojna.
AM: Tak, ale wszyscy muszą konsekwentnie i stanowczo przestrzegać tego prawa. Nie tylko klub, o którym Pan mówi. Bo bezpieczeństwo na stadionie to jest jedno. Ale to, co się zdarzyło w Gdyni na plaży pokazuje, że oni jak się nie wyżyją, może na stadionie, to pójdą się wyżywać na plaży, do parku, będą bić dzieci.
RS: Zgadzam się z panią, że zarówno sądy, prokuratura, policja, my kibice, nawet kościół…
AM: Duszpasterz kibiców wypowiada się, że rząd będzie prowokował kibiców.
RS: To chyba jakiś żart. Arcybiskup Głódź jest kibicem, którego często widuję na meczach piłkarskich. Jakoś nie zabrał głosu w sprawie, która dotyczy wiernych z jego diecezji. Nie zaapelował o to, aby w spokoju, przyjaźni i miłości chodzili na mecze i kibicowali swoim pupilom. Oczekiwałbym, że wszyscy się włączą w ten nurt zmierzający do tego, żeby zrobić porządek i żeby mecz piłkarski był świętem. Żebyśmy mogli wziąć córkę, syna, wnuczkę i pójść sobie obejrzeć piękne widowisko. A Lechia gra coraz lepiej.
AM: To prawda. Ja też bym tak chciała, tylko obawiam się, że skończy się na niczym. Kilka osób sobie pokrzyczy, pozapowiada, szczególnie premier, że oto będziemy walczyli. Ja już to słyszałam kilka razy.
RS: Ale rozmawia pani za mną na temat moich działań. Ja uważam, że jeżeli mi się stawia jakieś zarzuty, to nie, że czegoś nie robię, tylko, że coś robię. Uważam, że jestem skuteczny i będę skuteczny. Zapewniam Panią, że w końcu doprowadzę do tego, że na trybunach w Gdyni, Gdańsku, Chojnicach, Bytowie… Bo mamy coraz większy problem, bo to się przenosi na niższe szczeble rozgrywek. To się przenosi na stadiony, na których nie ma ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, bo jeżeli na trybunach jest mniej, niż tysiąc miejsc, to nie obowiązuje ustawa. Mamy teraz przykład Łomianek, ale nie tylko.
AM: Co będzie z tym meczem 30 sierpnia na PGE Arenie? Lechia gra z Górnikiem Zabrze.
RS: Odbędzie się i mam nadzieję, że Lechia wygra.
AM: Tak, ale będzie jakieś zamykanie, sankcje?
RS: Nie mam żadnego wniosku. W chwili obecnej do meczu jest jeszcze prawie dwa tygodnie. Podejmę taką decyzję, jaką uznam, że będę musiał podjąć.
AM: Mówił Pan dużo o Lechii, o klubie. A współpraca z Arką jest lepsza?
RS: Nie ma tylu incydentów. Chociaż oczywiście to, co się wydarzyło w Gdyni jest związane z wizytą Ruchu na mecz Arki Gdynia. Ale kibice Arki Gdynia nie mieli z tym nic wspólnego. Nie pojawili się na miejscu.
AM: Na szczęście, bo jakby jeszcze się pojawili, to dopiero mogłaby być wojna.
RS: Mam nadzieję, że policja wtedy by skuteczniej reagowała.
AM: Skąd taka nadzieja, że jakby było ich więcej i byliby bardziej agresywni, to by reagowała?
RS: Myślę, że rozpoznanie środowiska kibicowskiego w Gdyni i wiedza o tym, że oni wybierają się gdzieś to miasta byłaby większa.
AM: Przecież ta policja tam była. Oni opowiadają, że stali. Tylko się bali.
RS: Tego nie słyszałem.
AM: To jest moja ocena, że się bali. No bo jak policja stoi i patrzy jak się ludzie biją, to co to znaczy?
RS: Nie do końca tak jest. Ja odpowiadam za funkcjonowanie numeru 112 na Pomorzu. I od rana tego dnia na numer 112 od godziny wykonano 77 telefonów w sprawie interwencji na plaży. One wszystkie były przekierowywane do Komendy Miejskiej Policji. I z rozmów okazało się, że ci policjanci dopiero tam się od czasu do czasu zjawiali. Zresztą sami o tym mówią. A ponieważ w tłumie ludzi nie mogli zidentyfikować tych, którzy odpalili petardy, to odjeżdżali. To chyba jest jednak sprzeczne z pani informacją, że oni tam byli i stali.
AM: To nie jest moja informacja. Przecież na tej antenie opowiadał to przedstawiciel Komendy Miejskiej.
RS: Ja jestem przekonany, że gdyby policjanci byli przy plaży, to by nie było tego incydentu. Przecież ta plaża w Gdyni ma 150 metrów długości i 40 metrów szerokości.
AM: Pan się teraz śmieje, ale to w ogóle nie jest śmieszne. Pan, jako przedstawiciel rządu, nie powinien się z tego śmiać.
RS: Pani uważa, że jestem pozbawiony praw do śmiechu w sytuacji kiedy powinienem tak zareagować.
AM: Nie, to jest po prostu dramatyczne zachowanie policji.
RS: Ja po prostu uważam, że plaża w Gdyni jest tak mała, że gdyby policjanci byli przy plaży, to nie byłoby na niej żadnych incydentów. To nie jest wielokilometrowy odcinek długości.
AM: Dziękuję bardzo. Do zobaczenia, do usłyszenia.
RS: Bardzo proszę.
AM: Idzie Pan na mecz 30 sierpnia? Czy Pan już nie chodzi, bo się trochę boi?
RS: Zupełnie się nie boję.
AM: Pójdzie Pan?
RS: Być może pójdę.