Aktywistom z międzynarodowej organizacji Greenpeace, których zatrzymano na Morzu Barentsa, postawiono zarzuty terroryzmu i prowadzenia nielegalnej działalności naukowo-badawczej. Wśród nich jest gdańszczanin, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego. – – Oskarżenia te są absurdalne. Zostaliśmy zatrzymani na wodach międzynarodowych. Prowadziliśmy pokojową akcję protestacyjną, powiedział przedstawiciel rosyjskiego oddziału Greenpeace Roman Dołgow. Poinformował też, że statek „Arctic Sunrise” jest obecnie konwojowany do Murmańska. – Nie jesteśmy wolni. Znajdujemy się wszyscy, w stołówce. Mamy możliwość pójścia do toalety i na papierosa. Pogranicznicy zachowują się poprawnie, ale twardo, opisał sytuację Dołgow. Dodał też, że nie ma z nimi kapitana statku, bo jest przesłuchiwany.
– Robimy wszystko, aby uwolnić międzynarodową załogę i działaczy Greenpeace, powiedział Radiu Gdańsk rzecznik Greenpeace Polska Jacek Winiarski.
Od kilku dni działacze Greenpeace protestowali przeciwko wydobywaniu przez Rosję ropy naftowej. 18 września dwoje z nich wspięło się na platformę i przywiązało się do niej linami. Oboje zostali zatrzymani.
Próbując udaremnić akcję, strażnicy graniczni oddali kilkanaście strzałów ostrzegawczych w kierunku pływającej pod Holenderską banderą jednostki „Arctic Sunrise”. Zagrozili też otwarciem ognia do statku, jeśli ten nie odpłynie.
Greenpeace już rok temu przeprowadził akcję na platformie Prirazłomnaja, by zaprotestować przeciwko wierceniom w Arktyce. Zdaniem ekologów, ewentualny wyciek ropy w tym miejscu miałby katastrofalne skutki dla środowiska naturalnego w regionie. Wiercenia tam powinny być zakazane, przynajmniej do czasu, aż Gazprom opracuje przekonujący plan likwidacji skutków ewentualnego wycieku – postuluje Greenpeace.
Zgodnie z prawem karnym Federacji Rosyjskiej za terroryzm grozi nawet 20 lat pozbawienia wolności.