Do 2015 roku dziesięć procent profili na Facebooku i Twitterze będą stanowiły programy wyszukujące dane osobowe internautów. Badania pokazują, że swoimi danymi dzielimy się bardzo chętnie. Zdecydowana większość użytkowników na portalach społecznościowych akceptuje zaproszenia od obcych osób. Czy przed cyberzłodziejami można się obronić?
W 2011 roku naukowcy z brazylijskiego Uniwersytetu Ouro Preto zaprogramowali internetowego bota, którego nazwali Carina Santos. Program funkcjonował w serwisie Twitter jako trzydziestoletnia dziennikarka. Naukowcy chcieli sprawdzić, czy skrypt podszywający się pod konkretną osobę, jest w stanie zyskać zaufanie innych użytkowników serwisu. Wyniki eksperymentu przerosły najśmielsze oczekiwania jego autorów.
Zadanie Cariny było bardzo proste. Miała zbierać i analizować informacje dotyczące wydarzeń, sportu oraz plotek. Niektóre z nich miała przekazywać dalej albo na podstawie kilku zebranych wpisów tworzyć własne newsy. W ciągu dwóch lat opublikowała ponad 20 tysięcy wpisów, które na bieżąco czytało ponad tysiąc osób.
Podobny eksperyment przeprowadził amerykański informatyk Greg Marra. Zaprogramował bota, który zyskał tożsamość miłośniczki joggingu. Program przeszukiwał Twittera pod kątem wypowiedzi związanych ze sportem i niektóre z nich publikował jako swoje.
„Dziewczyna” zyskała spore grono znajomych. Prawdziwym zaskoczeniem była jednak reakcja internautów po tym jak autor bota, opublikował status o tym, że “dziewczyna” złamała nogę. Ludzie zaczęli jej współczuć i pytać o przebieg leczenia. Nie wiedzieli, że tak naprawdę pytają o stan zdrowia program komputerowy.
{jb_iconic_email}“Czuj się jak u siebie”. Wirtualni szpiedzy na nasze zaproszenie
{/jb_iconic_email}
Najlepszą zachętą dla botów kolekcjonujących nasze dane jest nasza otwartość. Chęć posiadania dużej liczby znajomych jest naturalna dla każdego człowieka, jednak w internecie nie każdy przychodzi do nas z dobrymi zamiarami. Według badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej, 8 na 10 osób akceptuje zaproszenia od zupełnie obcych ludzi. Kanadyjskim naukowcom po zaprogramowaniu wirtualnych szpiegów w niecałe dwa miesiące udało się zgromadzić ponad 45 tysięcy adresów e-mail oraz prawie 20 tysięcy adresów pocztowych.
Naukowcy odkryli również luki w systemie ochrony m.in. Facebooka. O ile portal jest w stanie wyśledzić pojedynczego bota, o tyle dużo gorzej radzi sobie z rozpracowaniem siatki „cyberfigurantów” tworzących grupę znajomych.
Szacuje się, że do 2015 roku, 10 proc. wszystkich użytkowników mediów społecznościowych będą stanowiły boty gromadzące informacje o nas. Są one wartościowe np. dla reklamodawców, ale także dla cyberprzestępców chętnych zapłacić niemałą kwotę za kilka tysięcy pakietów danych osobowych, które właściwie sami podajemy im na tacy.
Najpopularniejszy wśród botów jest profil prezydenta USA Baracka Obamy na Twitterze. Obserwuje go ponad 35 milionów osób. Szacuje się, że jedna trzecia spośród wszystkich śledzących wpisy głowy państwa, to boty polujące na każdą informację z Białego Domu.
{jb_iconic_email}Polityczne skrypty
{/jb_iconic_email}Boty wykorzystywane są na niespotykaną do tej pory skalę. Oprócz wyciągania danych, starają się wpływać na… opinię publiczną. Skorzystali z tego politycy, którzy uruchomili armię botów. Przykładem mogą być ostatnie wybory do rosyjskiej Dumy Państwowej, które zakończyły się masowymi protestami. Manifestanci organizowali się głównie za pośrednictwem internetu.
W serwisach społecznościowych pojawiły się również ataki na antykremlowskich aktywistów. Sprawa wyjaśniła się po kilku miesiącach. Jedna z agencji, kontrolująca bezpieczeństwo w sieci, odkryła, że za nagonką na protestujących stała armia tysięcy, stworzonych odpowiednio wcześniej, botów, które w uśpieniu czekały na okazję do wirtualnego ataku.
O rzekomej aktywności botów mogliśmy usłyszeć również na naszym podwórku. Latem, sieć zalała fala bardzo podobnych wpisów krytykujących OFE i popierających jednocześnie rządową propozycję zmian w systemie emerytalnym.
{jb_iconic_email}Jak się bronić?
{/jb_iconic_email}
W listopadzie ubiegłego roku, nastoletnia Sandra z Tomaszowa postanowiła zrobić imprezę urodzinową. Napisała na Facebooku, że jej rodziców nie ma i ma „wolną chatę”. Zaprosiła wszystkich swoich znajomych i… znajomych, znajomych. Pod jej dom przyszło ponad tysiąc osób.
Zaniepokojeni gromadzącym się tłumem sąsiedzi, wezwali policję, która wystawiła ponad 50 mandatów za zakłócanie porządku. W tym przypadku wystarczyła interwencja policjantów, ale co się stanie, jeśli nasz adres i numer karty kredytowej wpadną w ręce cyberprzestępców? Konsekwencje mogą być różne. Korzystając z sieci należy pamiętać o kilku zasadach:
{jb_iconic_email}Nie taki bot straszny, jak o nim piszą{/jb_iconic_email}
Internet bez rozrywki nie byłby tym, czym jest. Wśród tysięcy botów, na które trzeba uważać, są setki takich, którym warto się przyjrzeć, bo nie raz mogą poprawić nam humor.
Na Twitterze rekordy popularności bije profil londyńskiego Big Bena, który zgromadził prawie 40 tysięcy obserwatorów. Jedyną aktywnością tego skryptu jest… wybijanie godziny. I tak w południe, w strumieniu Big Bena pojawi się wpis: „BONG BONG BONG BONG BONG BONG BONG BONG BONG BONG BONG BONG”.
Innym popularnym botem jest @King_Leonidaz. Jeśli ktoś napisał na Twitterze słowo madness (ang. szaleństwo), bot odpowiadał cytatem z filmu „300”: „Madness? This is SPARTA”
Jeśli z kolei chcemy w spokoju obejrzeć film, lepiej nie piszmy o tym na Twitterze. Radość z oglądania może nam odebrać bot @EnjoyTheFilm, który w odpowiedzi na nasz wpis i tytuł filmu, zdradzi zakończenie filmu i będzie życzył nam miłego seansu.
A my zapraszamy na nasze profile na Facebooku i Twitterze, gdzie zawsze macie kontakt z żywą tkanką Radia Gdańsk.