W „Dobrze Mieszkaj” tym razem o kredytach frankowych, a raczej o tym, co oznacza opinia rzecznika Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie unieważnionych sądownie umów kredytów denominowanych we frankach szwajcarskich. O tym Iwona Wysocka porozmawiała z Aleksandrem Skrzypińskim, radcą prawym z kancelarii Seneka.
Rzecznik Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej kolejny raz stanął po stronie frankowiczów. Z jego opinii wynika, że banki, po unieważnieniu umowy kredytowej, denominowanej we franku szwajcarskim, nie mają roszczeń wykraczających poza zwrot świadczeń pieniężnych.
– Dotychczas to kredytobiorcy starali się o unieważnienia umowy kredytu, który zaciągnęli. Były one zaciągnięte m.in. na podstawie nieuczciwych warunków klauzul. Taka umowa najczęściej podlega unieważnieniu, gdyż ukształtowało się w ten sposób orzecznictwo sądów polskich, które poparte zostało również wyrokiem TSUE. Przypominam, że był to rok 2019. Dotychczas banki próbowały to wetować. Jedną z metod są wynagrodzenia za korzystanie z kapitału. Naszym zdaniem było to niedopuszczalne – wyjaśnia Aleksander Skrzypiński.
KILKA MOŻLIWOŚCI
Związek Banków Polskich przypomina, że opinia rzecznika TSUE nie jest wiążąca dla Trybunału i on sam może wydać inny wyrok. Jednak zazwyczaj raczej tak się nie dzieje. Jeśli Trybunał podzieli zdanie swojego rzecznika, to jakie może to wywołać skutki?
– Jest kilka możliwości. Część kredytobiorców, którzy mieli jakieś obawy względem tych roszczeń, ten wyrok ośmieli. Zdecydują się wtedy na pozew o unieważnienie umowy kredytowej. Być może banki pójdą po rozum do głowy i zaczną składać propozycje ugodowe, które będą realne i atrakcyjne. Na dzień dzisiejszy owe propozycje powodują zwyżkę zaległości kredytowej, niż umorzenie – dodaje specjalista.
Posłuchaj:
Iwona Wysocka/pb