Kim jest David Badia – to pytanie, które nurtuje kibiców Lechii. Nowy szkoleniowiec to w Polsce postać nieznana, a podstawowe fakty nie świadczą o nim najlepiej. Porozmawialiśmy z jednym z jego byłych piłkarzy. – To dobry trener, bardzo pozytywna postać. Chce grać typową hiszpańską piłkę, żeby jego zespół kontrolował mecze – mówi nam jeden z kluczowych piłkarzy Akritasu Chlorakas.
Badia jest na razie sporą zagadką. Podstawowe fakty sprawdzić można na dowolnym portalu piłkarskim – pomocą służy choćby zawsze przydatny Transfermarkt – i szybko dowiedzieć się, że pracował z Samuelem Eto’o czy Samirem Nasrim. Zaczynał w Barcelonie, później był w Turcji, wrócił do Hiszpanii, a ostatnio wylądował na Cyprze. Wyniki na kolana nie rzucają, są raczej mierne, a ostatnio – fatalne. Budzącą zainteresowanie ciekawostką jest fakt, że reprezentuje go ta sama agencja menadżerska, której swoje interesy powierzył Bassekou Diabate.
„TYPOWY HISZPAŃSKI SZKOLENIOWIEC”
Poszukaliśmy nieco głębiej i porozmawialiśmy z jednym z jego byłych zawodników, bardzo ważną postacią w Akritasie Chlorakas. – To dobry trener. W Akritasie miał trudne zdanie, pracował z bardzo młodym i niedoświadczonym zespołem – mówi nam zawodnik, który poprosił o anonimowość.
– Pan Badia lubi futbol oparty na posiadaniu piłki i atakowaniu dużą liczbą zawodników. Zależy mu na szybkim odbieraniu piłki. To typowy hiszpański szkoleniowiec. Chce, żeby jego zespół kontrolował grę i miał piłkę tak długo, jak jest to możliwe – wyjaśnia piłkarz.
„ZESPÓŁ UCZYŁ SIĘ BARDZO WOLNO”
Wyniki w Akritasie były jednak fatalne. Z 14 meczów drużyna wygrała trzy, zremisowała jeden i aż 10 przegrała. Pomysł na grę brzmi więc fajnie, ale wykonanie, jak widać, było już gorsze. – Zespół był niedoświadczony i, jak możesz sobie wyobrazić, uczył się bardzo wolno. Trener poza boiskiem wykonywał mnóstwo roboty, analizując przeciwników i nasze spotkania – wyjaśnia zawodnik.
„BARDZO POZYTYWNA POSTAĆ”
Badia nie jest już młodym szkoleniowcem, ale – przynajmniej zdaniem naszego rozmówcy – potrafił dobrze funkcjonować w szatni pełnej piłkarzy, którzy dopiero budują swoje kariery.
– Jest jednocześnie kumplem i szefem w szatni. To bardzo pozytywna postać. Nie nakłada na zawodników niepotrzebnej presji. Jednak jak powiedziałem, zespół był młody, możliwe, że trener będzie funkcjonował inaczej w innej grupie ludzi – kończy.
W Gdańsku Badia spotka zupełnie inną szatnię. Pełną doświadczonych zawodników, ego i wielu historii z przeszłości. Wyzwanie przed nim ogromne, bardziej dla trenerskiego magika, niż kogoś, kto znalazł się na zakręcie kariery. Ale kto wie, może – jak często w ekstraklasie – w szaleństwie będzie metoda.
Tymoteusz Kobiela