Policja i prokuratura zaczynają śledztwo w sprawie pożaru fabryki mebli w Kaninie w powiecie lęborskim. W niedzielę, 3 marca spaliły się tam cztery hale magazynowe i produkcyjne. Straty oszacowano na 40 milionów złotych.
O sprawie pisaliśmy >>>TUTAJ.
– Śledczy wejdą na teren pogorzeliska, gdy zezwolą na to strażacy i będzie tam bezpiecznie. Z uwagi na rozległy i trudny teren, który wymaga bardzo dokładnego sprawdzenia, organizowana jest grupa dochodzeniowo-śledcza złożona z policjantów między innymi Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego, Kryminalnego oraz Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku oraz szeregu specjalistów, w tym biegłych z zakresu pożarnictwa i elektryki. Czynności wykonywane będą z udziałem Prokuratora Rejonowego w Lęborku – wyjaśnia komisarz Karina Kamiński, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.
– Do oględzin będziemy również wykorzystywali skaner 3D, który pozwoli na wykonywanie zdjęć sferycznych umożliwiających dokonywanie pomiarów. Ta forma dokumentacji rejestruje drobne szczegóły i relacje przestrzenne z szybkością, kompleksowością i dokładnością do kilku centymetrów, niezależnie od warunków środowiskowych i zasięgu terenu. Nie wykluczamy, że będzie nam potrzebny również ciężki sprzęt, aby dotrzeć do epicentrum pożaru. Podczas oględzin będzie pracował także operator drona, który będzie rejestrował obraz z jednoczesnym jego wymiarowaniem – precyzuje rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.
– Ponadto policjanci przesłuchują świadków i rozmawiają z osobami, które mogą mieć wiedzę na temat tego zdarzenia. Zabezpieczane i analizowane są dowody i ślady. Policjanci również przeglądają i zabezpieczają zapisy z kamer monitoringu, weryfikują też zdobyte już w tej sprawie informacje i wyjaśniają okoliczności tego pożaru. Na obecną chwilę nie da się wykluczyć ani potwierdzić żadnej wersji śledczej – dodaje.
W fabryce w Kaninie zatrudnionych było ponad 100 osób. Strażacy walczyli z pożarem przez 19 godzin. W akcję zaangażowanych było prawie 40 zastępów strażackich.
Przemysław Woś/pb