Osiem lat Mateusz Dziemba grał w Lublinie. W wyniku konfliktu z klubem w tym sezonie przez trzy miesiące nie zobaczyliśmy go na parkiecie, a gdy w końcu rozwiązał umowę, z Lublina trafił do Icon Sea Czarnych Słupsk. W sobotę w barwach nowego klubu wrócił do Lublina i pokazał, dlaczego odsunięcie go od gry było błędem. Koszmarnym dla lublinian.
Dziemba rzucił 27 punktów, bezczelnie zabierając do Słupska zwycięstwo po serii czterech porażek Czarnych. Start Lublin uległ Icon Sea Czarnym Słupsk 77-86.
Słupszczanie źle zaczęli mecz od seryjnie traconych punktów i 0-6, ale trener Mantas Česnauskis zdjął z boiska rozgrywającego Michaela Caffeya, zostawiając piłkę w rękach MaCio Teague. I Czarni wrócili do gry, lepiej broniąc, ale przede wszystkim zdobywając punkty. W pierwszej kwarcie słupszczanie mieli już dziesięć asyst i prowadzili różnicą 10 punktów.
I tak ten mecz wyglądał. Może nie pięknie, ale Czarni dzielili się piłką (w sumie 21 asyst w meczu) i zdobywali punkty. Ale co wydaje się kluczowe dla tego spotkania, nieprawdopodobnie zmotywowany grał Mateusz Dziemba. Odważnie rzucał za trzy i za dwa, zbierał i dobijał w ataku i równie dobrze bronił. Co dodatkowo ważne, oprócz asyst Czarni wygrali rywalizację „na desce” – zebrali 14 piłek więcej (32-46) i dzięki temu ponawiali akcje, zdobywając punkty. Benas Griciunas na przykład 16, ale środkowy Czarnych ma poważne kłopoty w obronie. Kolejny raz Czarni mieli problemy z wyprowadzaniem piłki pod presją i to kończyło się nawet dwoma stratami z rzędu.
Najważniejsze jednak, że po czterech porażkach Czarni wygrali mecz, a do końca sezonu zasadniczego mają trzy spotkania, w tym dwa na własnym parkiecie (Zastale Stelmet Zielona Góra i w hali Gryfia Dziki Warszawa i Arkę Gdynia). Jeśli słupszczanie wygrają wszystkie mecze, zagrają w fazie play-off.
Przemysław Woś/am