Rośnie liczba stulatków na Pomorzu, rośnie również tak zwane świadczenie honorowe. To niemały dożywotni dodatek do emerytury lub renty, który ZUS wypłaca najstarszym seniorom, nawet tym, którzy nie mają uprawnień emerytalnych. Życie sędziwego staruszka nie jest jednak wesołe.
W marcu Zakład Ubezpieczeń Społecznych wypłacił specjalne honorowe świadczenie 245 seniorom z województwa pomorskiego, którzy mają ponad 100 lat. Od tego miesiąca wysokość tego dodatku wzrosła do 6246,13 zł brutto. Tyle, od dnia swoich 100. urodzin otrzymywać będzie każdy nowy stulatek. Świadczenie to nie jest rewaloryzowane, dlatego seniorzy, którzy wcześniej ukończyli 100 lat, mają je dożywotnio wypłacane we wcześniej ustalonej wysokości.
– Wszystko zależy od kwoty bazowej, która obowiązywała w dniu 100. urodzin. Stanowi ona 100 proc. przeciętnego wynagrodzenia za poprzedni rok pomniejszonego o składki na ubezpieczenie społeczne. Jest ona ustalana corocznie i obowiązuje od 1 marca każdego roku kalendarzowego do końca lutego następnego roku. Sposób wyliczania świadczenia w ZUS i KRUS oraz w zakładach emerytalnych MSW i MON jest taki sam – wyjaśnia Krzysztof Cieszyński, rzecznik prasowy ZUS w województwie pomorskim.
Liczba stulatków na Pomorzu rośnie. Pięć lat temu było ich 137, ale już w zeszłym roku ZUS wypłacał świadczenie honorowe 194 osobom. Co ważne przysługuje ono także tym, którzy nie mają uprawnień emerytalnych i nie pobierają świadczeń z ZUS.
– Należy złożyć wniosek i dołączyć do niego dokument, który potwierdzi datę urodzenia. W imieniu stulatka może to zrobić członek rodziny. Dotyczy to szczególnie kobiet, które niekiedy przez całe życie zajmowały się domem i dziećmi, w związku z czym nie pracowały – wyjaśnia Cieszyński.
NAJSTARSZA OSOBA NA POMORZU MA 107 LAT
Z ponad 240 stulatków, którzy aktualnie żyją na Pomorzu, najstarsza osoba ma 107 lat.
– Życie staruszki absolutnie wesołe nie jest. Można najwyżej powiedzieć, że pogodne. I żeby życie staruszki było pogodne, trzeba się postarać. To nie przychodzi nie wiadomo skąd. Trzeba się stale mobilizować. Nie ma mowy o tym, żeby sobie tak leżeć beztrosko i o niczym nie myśleć. Człowiek bezmyślny jest człowiekiem – według mnie – bezwartościowym. Myśl to jest to, co człowieka nie może opuszczać. Nawet jak się ma 100 lat – mówi Elżbieta Tatarkiewicz-Skrzyńska, jedna z najbardziej znanych seniorek w Trójmieście, która w kwietniu tego roku skończyła 100 lat.
Uczestniczka Powstania Warszawskiego, żołnierz Armii Krajowej, bratanica polskiego filozofa prof. Władysława Tatarkiewicza znana była w ostatnich latach ze swojej aktywności, zaangażowania w edukację i spotkania z młodymi ludźmi. Jak mówi, dawało jej to zawsze energię do życia i chęć do dalszego działania. Aktualnie jednak jest o to dużo trudniej, co przyznała w bardzo szczerzej rozmowie z Radiem Gdańsk.
– Jeżeli człowiek jest zdrowy, jeżeli chodzi, jeżeli zajmuje się różnymi sprawami, to wtedy człowiek się realizuje. Ale jeżeli człowiek leży – tak jak ja – to właściwie, naprawdę, bardzo mało jest powodów, żeby istnieć na tym świecie. Coraz trudniej znajdować mi te powody, dlatego że w swoim życiu byłam osobą niesłychanie aktywną – mówi Tatarkiewicz-Skrzyńska.
Pani Elżbieta przyznaje, że nie może narzekać na warunki, w których żyje. Chociaż sama nie ma dzieci, jest pod dobrą opieką bliskiej rodziny, wspomaganej także przez opiekunki. Stan zdrowia jednak nie pozwala na taką aktywność, jak jeszcze kilka lat temu. – Moja siostra ukochana zmarła kilka lat temu. Kończę 100 lat. Po co tu jestem potrzebna na tym świecie? Człowiek się budzi i takie myśli go nachodzą. Jakby to cudownie było zniknąć. Najlepiej by było, jakbym umarła. Zniknąłby kłopot dla rodziny – przyznaje seniorka, dodając, że jest katoliczką i z tego względu szczególnie trudno jej z myślami samobójczymi.
„ŚWIAT JEST DO ŻYCIA”
W takich chwilach mieszkająca w Sopocie seniorka – jak mówi – stara skierować swoje myśli na to, że życie jest darem. – Mimo moich osobistych chęci zniknięcia z tego świata, muszę obiektywnie powiedzieć, że świat jest wspaniały. Świat jest do życia. Świat wymaga ciekawości, realizacji i zainteresowania. I to jednak człowiekiem jakoś kieruje. Choć jak się przekracza się tę setkę, to jest coraz trudniej – mówi pani Elżbieta.
Swoje myśli wciąż kieruje ku ludziom młodym, dziś narażonym na szczególne niebezpieczeństwa. Nierzadko chcą żegnać się z życiem, mając zdrowie, perspektywy, możliwości realizacji. – Trzeba się mobilizować. To nie przychodzi łatwo. Jeśli człowiek osiądzie na laurach, będzie żył beztrosko, bez wgłębiania się w życie poważniejsze, prowadzące do jakiegoś celu. Bo bardzo dużo ludzi jednak żyje z celem. Mogą to być i pieniądze, ale są ludzie, którzy mają szlachetniejsze cele. To pomaga w życiu. Cel może być nawet prozaiczny, ale trzeba go mieć. Trzeba się mobilizować. Nie poddawać się rozpaczy, zniechęcaniu, marazmowi. To wymaga wysiłku i działania. A to działanie nie musi być skomplikowane. Można przekazać innym dobre słowo, uśmiech. Ludzie tego oczekują i ludzie tego pragną – mówi pani Elżbieta.
Jakub Kaługa/fj