List gończy za burmistrzem Malborka, Markiem Charzewskim, wydało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Federacji Rosyjskiej. Ma to związek z obaleniem pomnika upamiętniającego żołnierzy Armii Czerwonej, co miało miejsce dwa lata temu.
Rosyjskie organy ścigania zarzucają niszczenie miejsc pamięci nie tylko burmistrzowi Malborka, ale także wielu innym polskim samorządowcom, politykom czy historykom.
PIERWSZY SAMORZĄDOWIEC Z POMORZA
Na liście rosyjskiego ministerstwa są także między innymi burmistrz Brzegu czy wójt Siedlec. Na początku roku trafił na nią prezes Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki.
Marek Charzewski jest pierwszym samorządowcem z Pomorza, za którym Rosja wydała taki list gończy. Jak powiedział naszemu reporterowi, działania Rosjan są dla niego zaskoczeniem, ale nie zamierza bagatelizować sprawy. – O sprawie poinformowała mnie polska ambasada w Moskwie. Oczywiście był to telefon uspokajający – wyjaśnia burmistrz. – Moim zdaniem to szeroko zakrojona akcja propagandowa Federacji Rosyjskiej. Chodzi o zasianie niepokoju w krajach, z którymi Rosja prowadzi wojnę hybrydową – dodaje.
List gończy za Charzewskim ma związek z obaleniem pomnika z gwiazdą, który od 1945 roku upamiętniał poległych czerwonoarmistów. Monument został usunięty w sierpniu 2022 roku z inicjatywy IPN-u.
– Pomnik znajdował się przy ulicy Sikorskiego – przypomina burmistrz. – W grudniu ubiegłego roku w tym miejscu stanął pomnik upamiętniający ofiary totalitaryzmów: niemieckiego nazizmu i sowieckiego komunizmu. Informacja najpewniej dotarła do Rosjan, stąd decyzja tamtejszych władz.
CO TO OZNACZA DLA BURMISTRZA?
Jakie zatem konsekwencje niesie za sobą wpis na rosyjską czarną listę? W zasadzie żadną, pod warunkiem, że nie będzie odwiedzał głównie Rosji. Polskie MSZ zaleciło mu też, aby unikał Białorusi, Armenii, Tadżykistanu, kilku krajów z Afryki i Ameryki Południowej. Obecnie Federacja Rosyjska poszukuje około 90 osób z Polski.
W związku z tą samą sprawą Rosjanie poszukują także byłego wiceministra aktywów państwowych i radnego z Gdańska, Karola Rabendy.
Mateusz Czerwiński/raf