Były senator Waldemar Bonkowski zatrzymany przez policję. Jeszcze dziś trafi do aresztu śledczego. Na razie jest w w budynku Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. Policjanci zatrzymali go w drodze do sądu. Miał stawić się na posiedzeniu dotyczącym zamiany kary trzech miesięcy więzienia na dozór elektroniczny. Był za nim wystawiony list gończy. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, Bonkowski był spakowany i liczył się z tym, że może być pozbawiony wolności.
Policjanci zatrzymali Bonkowskiego pół godziny przed planowanym posiedzeniem w sprawie zamiany kary na dozór elektroniczny. Jak powiedział jego obrońca, adwokat Krzysztof Stogowski, funkcjonariusze skuli mężczyznę w kajdanki i zabrali.
– Dziś przed godziną 10:00 policjanci z wydziału poszukiwań i identyfikacji osób Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku zatrzymali poszukiwanego listem gończym za znęcanie się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem 64-letniego mężczyznę. Został doprowadzony do jednostki policji, a następnie – zgodnie z nakazem sądu – trafi do aresztu śledczego – wyjaśnia podkomisarz Anna Banaszewska-Jaszczyk z KWP w Gdańsku.
Do zatrzymania doszło na parkingu przed budynkiem sądu, który dziś miał rozpatrywać wniosek Bonkowskiego o zamianę kary więzienia na dozór elektroniczny. Tym samym posiedzenie sądu odroczono na termin z urzędu.
– Wysiedliśmy z auta. Nagle podjechał samochód czarny z trzema „gorylami”. Wpadli, normalnie wzięli go za fraki. On mówi: „czekajcie, ja do sądu idę”. Oni powiedzieli, że on się stawia, a on wcale tego nie robił, tylko powiedział, że idzie do sądu. „Na chama” wzięli go, wcisnęli do samochodu i odjechali. Zapytałem ich: „gdzie go panowie wieziecie, bo zaraz będzie rozprawa?” – relacjonował pan Edward, przyjaciel skazanego byłego senatora.
Bonkowski został skazany na trzy miesiące więzienia za znęcanie się nad psem ze szczególnym okrucieństwem. Przywiązał zwierzę do samochodu i ciągnął. Pies nie przeżył. Bonkowski nie stawił się do zakładu karnego, więc sąd wysłał za nim list gończy. Oprócz kary więzienia skazany będzie musiał przez rok wykonywać prace społeczne.
Grzegorz Armatowski/aKa