Pnie kilku drzew rosnących nad Kanałem Smolnym w Gdańsku zostały nadgryzione przez bobry. – Istniało niebezpieczeństwo, że spadną na pobliskie budynki, mówią gdańscy urzędnicy i podkreślają, że wcześniej do takich zdarzeń w centrum miasta nie dochodziło.
Nadgryzione drzewa przy ul. Toruńskiej w Gdańsku jako pierwsi zauważyli mieszkańcy budynków usytuowanych nad kanałem i zaalarmowali służby Gdańskich Melioracji. – Okazało się, że bobry obgryzły dokładnie i dookoła pnie pięciu czy sześciu drzew, powiedział Andrzej Chudziak, szef Gdańskich Melioracji. – Jedno z nich przewróciło się do kanału. Istniało niebezpieczeństwo, że kolejne spadnie na budynek. Komuś mogło się coś stać, dodał.
Kanał jest własnością Skarbu Państwa, ale gdańska spółka zobowiązała się do usunięcia zniszczonych drzew. – Nie wiemy, gdzie się podziały bobry. Może ktoś je przepłoszył? Będziemy obserwować, co się dzieje, i czy kolejne drzewa będą niszczone. Póki co nie zauważyliśmy, żeby zaczęły budować żeremie.
Obecność bobrów w centrach miast należy do rzadkości, dlatego gdańscy urzędnicy całą sytuacją są zdziwieni. – To pierwsze takie wydarzenie w środku miasta, powiedział dyrektor Melioracji w rozmowie z Gazetą Wyborczą. – O tym, że bobry są w górze Potoku Oliwskiego, w lesie, wiemy. Wiemy również, że podchodzą czasem w okolice zoo.
Dwa lata temu bobry zagnieździły się przy wale rzeki Raduni. – Z tym, że nie było to samo centrum Gdańska, sprecyzował Chudziak. – Do tego, że po gdańskich osiedlach buszują dziki, już się chyba przyzwyczailiśmy. Do łosi w Otominie czy Kiełpinie Górnym też powoli zaczynamy. To, że są bobry, oznacza na pewno, że woda w kanale jest dość czysta.
Aktywność bobrów w centrum Gdańska może przysporzyć sporych problemów. We wrześniu ubiegłego roku bobry zniszczyły wały w kilku wsiach w gminie Krasocin w woj. świętokrzyskim. Zalanych zostało 100 ha łąk. W Wielkopolsce bobry podkopały jedną z powiatowych dróg, w wyniku czego zapadł się asfalt i trasa została zamknięta.
– Zwierzęta wybierają sobie najlepsze warunki do życia, tak obecność bobrów w centrum tłumaczył dyrektor oliwskiego zoo Michał Targowski. – W „bobrzej psychice” nie ma znaczenia, czy teren jest zabudowany czy nie. Ważne, żeby były drzewa, kanał, ciek wodny. Dzikie zwierzęta zaczynają się zbliżać do centrów miasta. Kiedyś było przecież nie do pomyślenia, że w Nowym Jorku będzie plaga… szopów praczy. A teraz traktowane są tam one jako zwykłe gryzonie, powiedział Michał Targowski.
Gazeta Wyborcza/mmt