W najbliższy piątek (27 września) do kin wchodzi film „Idź pod prąd”. To historia nastolatków z Ustrzyk Dolnych, którzy postanowili zostać punkami i założyli legendarny zespół KSU. O filmie z jego reżyserem Wiesławem Paluchem rozmawiał Tomasz Żółtowski. Rozmowa odbyła się po projekcji na 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Prowadzący rozmowę Tomasz Żółtowski pytał reżysera między innymi o to czy pamięta, jaka była reakcja publiczności na jego debiut pełnometrażowy – film „Motór”, który 21 lat temu pokazano w konkursie kina niezależnego w Gdyni.
– Doskonale pamiętam tamtą projekcję, bo była niesamowita. Spotkałem się ze spontaniczną reakcją widowni i byłem tym bardzo mile zaskoczony. To była pierwsza konfrontacja mojego filmu z publicznością i nie wiedziałem, że wywoła taki aplauz, że będzie tak rozśmieszał widzów – wspominał Wiesław Paluch.
„FILM PRÓBOWAŁEM ZREALIZOWAĆ PRZEZ 10 LAT”
– Powraca pan do kina po dwóch dekadach, też z filmem historycznym, bo poprzedni opowiadał o latach 80. ten, „Idź pod prąd”, osadzony jest w końcówce lat 70. i na początku 80. Dlaczego trwało to tak długo, przecież pierwszy film został tak dobrze przyjęty? – dociekał dziennikarz Radia Gdańsk.
– Film został dobrze przyjęty, ale to nic nie znaczyło. Miałem już gotowy scenariusz, ale nie dostał dofinansowania, kolejny też. Upływały lata. Napisanie scenariusza, ustalenie budżetu, to zajmowało po kilka lat. Trzy odrzucone filmy to 15 lat. To były filmy współczesne. Pomysł zrobienia filmu o KSU chodził mi po głowie cały czas. W końcu pomyślałem, że to ostatni film, jeśli nie uda mi się go zrobić, to więcej nie walczę. Film próbowałem zrealizować przez 10 lat. Rozmawiałem z różnymi producentami, ale propozycja nie spotykała się z pozytywnym oddźwiękiem – tłumaczył reżyser.
„POSTANOWIŁEM, ŻE MUSZĘ WYPRODUKOWAĆ GO SAMODZIELNIE”
– Scenariusz nie był atrakcyjny czy budżet był zbyt duży? – dopytywał Tomasz Żółtowski.
– Były uwagi na temat tego, że instrumentalnie traktowane są kobiety, że to niszowa kapela, że pojawia się problem z prawami autorskimi do oryginalnej muzyki zespołu KSU. Producenci uważali, że to skomplikowane przedsięwzięcie, którego nakład pracy nie zwróci się w postaci czegoś fajnego. Kiedy uznałem, że rozmawianie z producentami nie ma już sensu, że nikt w ten film nie wierzy, postanowiłem, że muszę wyprodukować go samodzielnie. Zwróciłem się do Tadeusza Króla, zaproponowałem: „Zróbmy to sami”. Zgodził się. I kiedy byliśmy na swoim, praca nad filmem nabrała tempa i dostał też dofinansowanie z Instytutu Sztuki Filmowej. Tu podkreślę, że dostał je dzięki wsparciu nieżyjącego już wybitnego kompozytora, laureata Oscara, Jana A.P. Kaczmarka. On wierzył w ten film – zaznaczył Wiesław Paluch.
Czy trudno było zmierzyć się z legendą polskiego punk rocka i współpracować z żyjącym liderem grupy Eugeniuszem „Siczką” Olejarczykiem? Czy obraz, w zamierzeniu, miał trafić do fanów grupy, czy może przybliżyć ją młodemu pokoleniu? Odpowiedzi na te pytania w dalszej części rozmowy Tomasza Żółtowskiego z Wiesławem Paluchem.
Posłuchaj rozmowy:
Puch