Eurocup nadal nie jest łaskawy dla koszykarzy Trefla Sopot. Żółto-czarni wymarzyli sobie grę w tych rozgrywkach, chcieli pokazać, że polski zespół jest w stanie ugrać kilka zwycięstw w grupie, ale na razie na marzeniach się kończy. To już 11. porażka zespołu, który w całej 20-drużynowej stawce pozostał jedynym bez wygranej. Tym razem lepsze w Ergo Arenie okazało się włoskie Trento 82:70.
– Jestem pewien, że w końcu w Eurocupie wygramy, nie mam wątpliwości – powiedział Radiu Gdańsk po 5 porażkach Marcus Weathers i naprawdę jeszcze wówczas wierzył w to, co mówi. Od tego czasu nie powiodło się w kolejnych pięciu meczach, łącznie w dziesięciu, ale sopocianie wierzyli, że z Trento, które nie jest najsilniejszą drużyną tej grupy, da się wygrać. Zresztą o włos było we Włoszech, ale z powodu braku doświadczenia Mistrz Polski nie był w stanie utrzymać 11 punktowej przewagi. Wtedy świetnie w zespole z Italii spisał się rozgrywający Jordan Ford, autor 20 punktów, który jeszcze lepiej pokazał się na polskiej ziemi.
W pewnym momencie pierwszej połowy, wybierał piłki Jakubowi Schenkowi, umiejętnie nadawał ton grze Trento, a sam potrafił kąsać za trzy, trafiając aż 4 z pięciu prób w pierwszej połowie. To oczywiście nie znaczy, że Schenk grał słaby mecz. Po błędach początku, sam się rozkręcił, zdobył kilka ważnych punktów, ale jednak gra naprzeciw wspomnianego Forda oraz Anthonego Lamba, zawodnika który w barwach Golden State Wariors, San Antonio Spurs i Houston Rockets rozegrał łącznie 88 spotkań w NBA, to na razie wyzwanie najwyższej próby. No i wiele w meczach z tak klasowym przeciwnikiem kosztują pudła. Kiedy Trefl dochodził przeciwnika na 4-5 punktów, nietrafione rzuty Weathersa, Schenka, szybko spotkały się z celnymi odpowiedziami Bayehe, Forda czy Lamba.
MAŁO „MOMENTÓW”
Po przerwie Trefl wrócił na parkiet z nową energią. Seria czterech punktów z rzędu mogła być okazalsza, a straty błyskawicznie odrobione, ale Nick Johnson nie trafił otwartej trójki. A chwilę później wróciliśmy do punktu wyjścia, twarda obrona Trento, pudła lub straty, szybki kontratak i robi się 52:41 na 3:40 do końca trzeciej kwarty. Sopocianie nie mieli na to odpowiedzi i to także z powodu krótkiej ławki rezerwowych. Schenk, Weathers, Groselle i Zyskowski grali pierwsze skrzypce, ale gdy przyszło liczyć na zmienników, brakowało jakości. Niewiele wnosił Nahiem Alleyne, nie zaskoczył pozytywnie Aaron Best, a Nick Johnson pozyskany w miejsce Tarika Phillipa nie jest jeszcze gotowy po miesiącach rozległej kontuzji. Wymowny był obrazek z końca trzeciej kwarty, przy wyniku 59:44. Trener Trento Paolo Galbiati, przez cały mecz żywo pokrzykujący na swoich zawodników, tym razem odwrócił się tyłem do parkietu i nie śledząc akcji, przez dlugi czas ucinał sobie dyskusję z jednym z asystentów siedzących poza ławką rezerwowych. Szkoleniowiec Włochów nie czuł w tym momencie zagrożenia.
PESYMIZM
W czwartej kwarcie jego gracze utrzymywali kilkunastopunktową przewagę, a włoski trener coraz rzadziej zmuszał się do tubalnych okrzyków. Jego podopieczni kontrolowali grę, kolejne punkty zdobywali z lekkością, rozkręcili się w końcówce Anthony Lamb i Myles Cale. W ostatnich minutach, przy wyraźnie już rozprężonych rywalach, Trefl odrobił część strat, ale jak to bywało już w tym meczu, rywal odpowiedział pięknym za nadobne m.in akcją 2+1 skrzydłowego Saliou Nianga.
Czy są jakieś pozytywy? Niewiele. Jednym z nich na pewno lekkość zdobywania punktów Geoffreya Groselle’a. Gdyby nie zszedł w pierwszej połowie za 2 szybkie faule, pewnie jeszcze częściej by trafiał. Przebudzić się potrafił także Marcus Weathers, we wtorek najskuteczniejszy gracz Trefla. Ale sięgając dalej perspektyw i jakości już nie ma i to jest główny problem sopocian.
Paweł Kątnik/puch