Góry śmieci, strach przed skażeniem i kolejnym pożarem. Mieszkańcy miejscowości Skowarcz i Ostrowite w gminie Pszczółki biją na alarm w sprawie działalności składowiska odpadów na terenie lokalnej żwirowni. Mają tam być gromadzone nieczystości, na które właściciel terenu nie ma zezwolenia. Lokalne władze pozostają bezradne wobec problemu, dlatego sięgają po pomoc „większego kalibru”. Wójt prosi o interwencję Ministerstwo Klimatu i Środowiska oraz Prokuratora Generalnego.
Żwirownia znajduje się na pograniczu wsi Skowarcz i Ostrowite. W pewnym sensie dawna żwirownia, bo właściciel terenu od kilku lat czeka na przywrócenie koncesji wydobycia piachu w tym miejscu. Obecnie nie może drążyć – przynajmniej w teorii. Władze gminy Pszczółki mają jednak pewne przypuszczenia, że wydobycie może się tam odbywać mimo braku wydanego pozwolenia. To jednak tylko jeden z dwóch filarów firmy Nobtrans. Drugi, bardziej kontrowersyjny, to składowanie odpadów na terenie wyrobiska. Jak się jednak okazuje – obie ścieżki są ze sobą ściśle powiązane.
POŻAR PRZELAŁ CZARĘ GORYCZY
W rozmowie z naszym reporterem mieszkańcy Skowarcza przyznają, że jeszcze do niedawna byli w stanie przymykać oko na – ich zdaniem – nielegalny proceder. Usypane z ziemi i gruzu hałdy zaczęły jednak rosnąć w zastraszającym tempie, a na ich szczycie zaczęły się pojawiać tony „zwykłych, domowych” śmieci. Mieszkańcy dodają, że punktem kulminacyjnym był duży pożar z maja ubiegłego roku. Spłonęła wtedy pryzma ze śmieciami o powierzchni jednego hektara. O tej sprawie pisaliśmy >>TUTAJ.
Lokalna społeczność miała nadzieję, że właściciel terenu wyciągnie wnioski, ale w ostatnim czasie problem znowu się nasilił. Odpady raz jeszcze zaczęły się piętrzyć. Największe obawy budzi fakt, że żwirownia znajduje się na obszarze chronionym Żuław Gdańskich, gdzie wody gruntowe są głównym źródłem zaopatrzenia w wodę dla mieszkańców. Mieszkańcy boją się, że zanieczyszczenia mogą przedostawać się do rzeki Bielawki, która płynie w kierunku Gdańska, i stworzyć realne zagrożenie dla środowiska, rolnictwa i zdrowia ludzi.
„TERAZ JEST TEGO PEŁNO”
Według Andrzeja Guszkowskiego, sołtysa Skowarcza, nie wygląda to tak, jak powinno.
– To nie jest tylko gruz, cegła i inne materiały, jakie są w pozwoleniach. Nie wiem, co się zepsuło, ale jeszcze niedawno wydawało się, że śmieci były odpowiednio szybko sortowane. Po prostu znikały. Teraz jest tego pełno – podkreślił.
SAMORZĄDOWCY MAJĄ ZWIĄZANE RĘCE
Problem dostrzega gmina Pszczółki. Nic dziwnego, bo do urzędu praktycznie codziennie wpływają skargi mieszkańców na szkodliwą działalność firmy Nobtrans. Okazuje się jednak, że samorządowcy mają związane ręce. W ciągu ostatnich kilku lat Maciej Urbanek, wójt Pszczółek, interweniował w tej sprawie ponad 20 razy w różnych instytucjach. Efekt był jednak mizerny.
Włodarz zapewnił, że gmina Pszczółki nie wydawała żadnej zgody, która umożliwiałaby prowadzenie takiego procederu.
– Od wielu lat, jako samorząd, interweniujemy w wielu instytucjach, by ukrócić nielegalne – naszym zdaniem – działania na terenie żwirowni w Skowarczu. Informowaliśmy prokuraturę, WIOŚ, policję, a nawet urząd górniczy. Czujemy się bezradni. Każda instytucja musi działać w wyznaczonych ramach prawnych i każda twierdzi, że nie ma odpowiednich narzędzi, by zrobić to skutecznie – dodał Urbanek.
INTERWENCJA GROZIŁABY BANKRUCTWEM
Gmina mogłaby wydać decyzję nakazującą posprzątanie terenu. Zdaniem wójta istnieje jednak duże ryzyko, że zainteresowana firma odmówiłaby wykonania prac porządkowych. Wówczas obowiązek ten spadłby na samą gminę, co wiązałoby się z wielomilionowymi kosztami i… bankructwem samorządu. Czując bezradność na szczeblu regionalnym, wójt zwrócił się o pomoc do Adama Bodnara, Prokuratora Generalnego oraz do Pauliny Hennig-Kloski, minister klimatu i środowiska.
FIRMA TWIERDZI, ŻE DZIAŁA ZGODNIE Z PRAWEM
Radio Gdańsk dotarło również do przedstawicieli firmy Nobtrans. Ich zdaniem wszelkie działania na terenie żwirowni (tudzież składowiska odpadów) w Skowarczu prowadzone są zgodnie z prawem, a „nieprzychylne osoby chcą zrobić firmie na złość”. Jako dowód Jacek Staroszik, pełnomocnik firmy i jej logistyk, przedkłada decyzję na zbieranie i przetwarzanie odpadów wydaną przez starostwo powiatowe w Pruszczu Gdańskim z 27 września 2016 roku.
Jak wyjaśnił Staroszik, te odpady pochodzą przede wszystkim z Trójmiasta, na przykład z remontów dróg. To także ziemia z wykopów, gruzy z budów czy ceramika.
– Czasami trafiają się tam odpady, które nie powinny się tam znaleźć, ale my nie mamy na to wpływu. Kontener gruzowy ma osiem ton. Jeżeli ktoś nieuczciwy wrzuci na spód kontenera wiaderko lub kawałek syropianu, to kierowca nie ma możliwości weryfikacji. Wychodzi to dopiero w trakcie wysypania. Jest to od razu zbierane i wywożone w miejsca do tego przeznaczone, na wysypisko – tłumaczył.

Decyzja na zbieranie i przetwarzanie odpadów wydana przez starostwo powiatowe w Pruszczu Gdańskim z 27 września 2016 roku (fot. Radio Gdańsk/Mateusz Czerwiński)
„PODRZUCANIE ŚMIECI”
Przedstawiciele firmy Nobtrans twierdzą również, że coraz częściej mają do czynienia z „podrzucaniem śmieci” na teren składowiska. Ma być to jeden z powodów rosnącej góry odpadów na hałdzie.
– Wcześniej takie odpady odbierał od nas Zakład Utylizacyjny w Tczewie oraz w Gdańsku. W tej chwili te odbiory zostały wstrzymane, dlatego poszukujemy odbiorców z innej części Polski. To z tego może wynikać wrażenie nawarstwiania odpadów – mówił Stanisław Sobotowicz odpowiedzialny za system ewidencji odpadów w firmie Nobtrans.
W 2018 roku weszła w życie nowelizacja ustawy o odpadach, która wprowadziła m.in. obowiązek zmiany decyzji obejmujących zbieranie i przetwarzanie odpadów. W związku z tym do 5 marca 2020 roku należało złożyć wniosek o zmianę posiadanej decyzji.
– Spółka Nobtrans nie złożyła takiego wniosku do starosty gdańskiego z uwagi na ilość zbieranych odpadów. W przypadku spółek składujących powyżej 3 tysięcy ton odpadów, organem właściwym do zmiany decyzji stał się marszałek województwa pomorskiego – mówi wicestarosta powiatu gdańskiego, Weronika Wróbel.
Niemniej marszałek w tym momencie też nie może cofnąć takiej decyzji (wydanej do 2036 roku), dopóki nie zakończy się procedowanie wniosku o zmianę zbierania i przetwarzania odpadów. Mówiąc językiem szachowym: pat.
KONTROLE WYKAZAŁY NIEPRAWIDŁOWOŚCI
Działaniom firmy ze Skowarcza od 2020 roku bacznie przygląda się Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Gdańsku. Po otrzymaniu wniosków o interwencje inspektorzy przeprowadzili m.in. dwie kontrole i stwierdzili nieprawidłowości. Nałożono administracyjne kary pieniężne. Ta sprawa czeka na rozstrzygnięcie, bo spółka odwołała się do wyższej instancji. Tymczasem gdański WIOŚ zamierza wszcząć kolejne postępowanie w celu nałożenia kolejnej kary administracyjnej.
Jak wyjaśniła Beata Cieślik, rzecznik Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Gdańsku, podmioty posiadają decyzję na składowanie i przetwarzanie odpadów, ale tylko w konkretnych miejscach, na konkretne odpady i w konkretny sposób.
– Tutaj były nieprawidłowości. Ponadto inspektorzy wykonywali również kontrole transportów. Do tej pory udało nam się zatrzymać trzy transporty odpadów i skierować na specjalnie wyznaczony parking – mówiła. Przewożone odpady nie zgadzały się z deklarowanymi w karcie przewozowej.
NIE SĄ WYKLUCZONE KOLEJNE KONTROLE
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska podkreślił także, że każda sprawa jest traktowana jednakowo pod kątem priorytetu. Niemniej fakt, że w tym przypadku jest mowa o obszarze chronionym Żuław Gdańskich, również jest brany pod uwagę. Nie są wykluczone kolejne kontrole.
Tymczasem wójt gminy Pszczółki Maciej Urbanek planuje zorganizować w najbliższych tygodniach spotkanie z lokalnymi parlamentarzystami. Włodarz chce przekonać posłów, by z perspektywy inicjatywy ustawodawczej rozpoczęli prace nad stworzeniem ram kontrolnych dla tego typu „nielegalnych działalności”.
Posłuchaj materiału:
Mateusz Czerwiński/aKa








